showbiz
Michał Koterski wspomina walkę z nałogiem. W pewnym momencie wrócił do historii ojca
W najnowszej rozmowie w podcaście „Rezultaty” Michał Koterski otworzył najbardziej bolesny rozdział swojego życia – dzieciństwo naznaczone alkoholizmem ojca i własną, latami trwającą walkę z nałogami. Aktor nie owijał w bawełnę i opisał mechanizmy uzależnienia, które są bliższe wielu rodzinom, niż ktokolwiek chce przyznać. Jego słowa wstrząsają, bo obnażają prawdę, o której mówi się za rzadko. Dowiedz się więcej, co powiedział!
Michał Koterski, znany z „Dnia świra”, „Gierka” i „7 uczuć”, od lat nie ucieka od trudnych tematów. Jego życie to przykład człowieka, którego sukces zawodowy splatał się z traumą rodzinną i dramatyczną walką z własnymi słabościami. Choć wielu widzi w nim dziś pełnego energii i humoru aktora, niewielu rozumie, jak wiele kosztowało go dotarcie do miejsca, w którym jest. Jego najnowsze wyznanie pokazuje, że fundamentem jego problemów był dom, w którym alkohol – choć „tylko w postaci piwa” – determinował każdy dzień.
W rozmowie z Michałem Wrzoskiem w podcaście „Rezultaty”, Koterski wrócił do wspomnień z dzieciństwa, które przez lata próbował wypierać. Jego ojciec, wybitny reżyser Marek Koterski, zmagał się z alkoholizmem, ale – jak podkreśla aktor – nie był to stereotypowy obraz „mocnych trunków”. Tragedia ich rodziny zaczęła się od czegoś, co większość Polaków traktuje jak niewinny dodatek do obiadu czy meczu. Jak powiedział:
Nawet coś tak “niewinnego” jak piwo może zniszczyć życie. Mój tato pił tylko piwo i był skrajnym alkoholikiem. Przez całe lata pił browara za browarem i tym zniszczył swoje życie, nasze życie rodzinne, karierę… wszystko – powiedział szczerze Michał Koterski.
To jedno z tych zdań, które wstrząsnęło słuchaczami, bo dotknęło problemu przemilczanego w wielu domach. W kolejnych minutach podcastu Michał Koterski zwrócił uwagę na zjawisko, które w Polsce jest szczególnie powszechne: bagatelizowanie piwa i marihuany. Uważa, że to właśnie ta beztroska narracja sprawia, że wiele osób nie zauważa, kiedy przekracza granicę. Cytując aktora:
Ludzie nie traktują piwa jak alkohol. Mówią: “przecież to tylko piwo”. To samo z marihuaną. A żadnej z tych substancji nie można bagatelizować. Bo problem uzależnienia to nie jest problem substancji. To problem emocji – nieumiejętność przeżywania emocji i uciekanie od rzeczywistości – dodał aktor w rozmowie.
POLECAMY: Agnieszka Kaczorowska odchodzi z „Tańca z Gwiazdami”. W oświadczeniu nie zostawiła suchej nitki na produkcji
Michał Koterski w wstrząsającym wyznaniu o alkoholu
Nie zatrzymało to jednak trudnych pytań o dziedziczenie schematów i rodzinne powtarzanie traum. Koterski dosadnie zaznaczył, że alkoholizm nie jest czymś, co „musi” się wydarzyć, nawet jeśli ktoś dorasta w domu, w którym problem istnieje. Jego refleksja była szczególnie poruszająca:
To nie znaczy, że ktoś jak się urodził w rodzinie alkoholowej to musi być alkoholikiem. To często jest tak, że przywozi brat brata, terapeuta pyta: “Dlaczego pan pije?” “bo ojciec pił”, ale mówię: “A dlaczego pan nie pije brata z tego?” “Bo ojciec pił”. Bracia z tego samego domu. Jeden pójdzie w alkohol, jeden nie pójdzie. Nie ma reguły – wyjaśnił.
Dziś Michał Koterski podkreśla, że żyje w najlepszym okresie swojego życia — wolny, świadomy i obecny. Jednocześnie nie ukrywa, że to, co odzyskał, jest wynikiem lat pracy nad sobą. Jego wyznanie w podcaście to nie tylko osobista spowiedź, ale też ostrzeżenie i przestroga dla tych, którzy nadal uważają, że „piwo to nie alkohol”, a „każdy musi sam przejść swoje piekło”. On udowadnia, że piekło można przerwać, ale trzeba chcieć je opuścić.
Choć historia Michała Koterskiego jest pełna bólu, chaosu i decyzji, które niemal kosztowały go wszystko, aktor nie ma dziś wątpliwości, że jego obowiązkiem jest mówić o tym głośno. Jego słowa stają się czymś więcej niż wyznaniem – są przestrogą dla każdego, kto bagatelizuje sygnały ostrzegawcze w swoim życiu lub życiu bliskich. Bo uzależnienie nie zawsze zaczyna się od mocnych alkoholi, a piekło nie zawsze wygląda jak w filmach. Czasem zaczyna się niewinnie: od jednego piwa dziennie, od jednej „odskoczni”, od jednej ucieczki przed emocjami, przed którymi nie umiemy stanąć twarzą w twarz.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: „Sędzia Anna Maria Wesołowska” powróci na antenę TVN? Widzowie nie kryją emocji
Którą rolę aktorską Koterskiego wspominacie najmilej? Dajcie znać w komentarzu pod artykułem oraz na Instagramie, Facebooku i TikToku!



Autor: Szymon Jedynak
showbiz
Adam Zdrójkowski romansuje z Heleną Englert? Aktor przerwał milczenie i ujawnił całą prawdę
Kariera Adama Zdrójkowskiego zaczęła się w czasach, gdy inni jego rówieśnicy dopiero uczyli się pisać pierwsze wypracowania. Dziś dorosły już aktor znów znalazł się w samym środku medialnego zamieszania – tym razem przez plotki o romansie z Heleną Englert. Co naprawdę kryje się za doniesieniami, które obiegły internet? Dowiedz się więcej!
Debiut w „Rodzince.pl” sprawił, że Adam Zdrójkowski praktycznie z dnia na dzień dołączył do grona najbardziej rozpoznawalnych młodych gwiazd w Polsce. Jako kilkuletni Kuba Boski z miejsca zdobył sympatię widzów nie tylko autentycznością, lecz także naturalnym wdziękiem, którego nie dało się nie zauważyć. Dorastał na oczach milionów, stając się dla wielu symbolem pierwszego, dziecięcego sukcesu w show-biznesie.
Z każdym kolejnym sezonem kultowego serialu aktor coraz mocniej umacniał swoją pozycję. Publiczność śledziła jego rozwój, pierwsze zawodowe kroki i przemianę z chłopca w pewnego siebie młodego mężczyznę. Nie była to zwykła kariera młodego aktora – to była historia, którą widzowie przeżywali razem z nim. Nic dziwnego, że każde doniesienie dotyczące Zdrójkowskiego budzi do dziś tak ogromne zainteresowanie.
Ogrom emocji towarzyszył również jego związkom, szczególnie relacji z Wiktorią Gąsiewską. Para była przez lata jednym z najgorętszych duetów młodego pokolenia, a ich wspólne wyjścia na czerwone dywany trafiały na pierwsze strony portali. Regularnie pojawiali się razem na ściankach, budząc zachwyt fanów i mediów.
W 2019 roku wystąpili wspólnie w programie „Dance Dance Dance” i to nie byle jak, bo ostatecznie wygrali cały sezon, potwierdzając, że są jedną z najbardziej zgranych par zarówno prywatnie, jak i zawodowo. Miłość, którą widziała cała Polska, naturalnie stała się przedmiotem ogromnego zainteresowania. Po ich rozstaniu w 2021 roku wciąż nie brakowało spekulacji, które próbowały powiązać aktora z kolejnymi koleżankami z branży.
Sytuacja powtórzyła się, gdy w serialu pojawiła się Helena Englert, wcielając się w nową dziewczynę Kuby. Jej rola momentalnie uruchomiła falę plotek o rzekomym romansie z ekranowym partnerem. Helena, jako córka znanej aktorskiej pary – Jana Englerta i Beaty Ścibakówny – od dawna wzbudzała ciekawość widzów, a jej skrytość w sprawach prywatnych tylko dolała oliwy do ognia.
POLECAMY: Kazik Staszewski kończy karierę po feralnym koncercie? „Mój czas nadszedł” – padła konkretna deklaracja
Adam Zdrójkowski spotyka się z Heleną Englert?
Plotki nabrały rozpędu do tego stopnia, że w pewnym momencie zaczęły żyć własnym życiem. Widzowie chcieli wiedzieć: czy między nimi naprawdę coś iskrzy? Co wydarzyło się za kulisami? Dlaczego nagle pojawiło się tyle domysłów? Atmosfera gęstniała z każdym kolejnym postem, zdjęciem, a przede wszystkim każdym odcinkiem serialu.
Całe zamieszanie postanowił więc zakończyć sam Adam Zdrójkowski, który został o wszystko zapytany w rozmowie z naszym reporterem portalu PrzeAmbitni.pl podczas dnia prasowego programu „Must Be The Music”. Aktor nie owijał w bawełnę i jasno wyjaśnił, że internet tworzy historię, której nie ma. Jego reakcja była naturalna, pełna luzu i uśmiechu i to właśnie ją najbardziej zapamiętali widzowie.
Ludzie dalej patrzą na wątki, które się wydarzają w serialu i później biorą to za pewnik. Bardzo lubię Helenę, uwielbiam ją wręcz, ale razem nie jesteśmy – zapewnił Adam Zdrójkowski.
Jeszcze więcej emocji wywołała jego dalsza część wypowiedzi, gdy został poproszony o radę dla młodszej koleżanki. Choć pytanie było proste, odpowiedź była czymś więcej niż zwykłym komentarzem – zabrzmiała jak komplement, który mówi więcej, niż można by się spodziewać.
Nie daję rad Helenie. Jest jedną chodzącą subkulturą, ona doskonale wie, jak prowadzić swoją karierę. Ja bym powiedział tylko to, żeby była sobą – powiedział.
Słowa te nie tylko podkreśliły profesjonalną relację, jaka łączy Zdrójkowskiego i Englert, ale też pokazały, że ich ekranowa chemia to po prostu efekt dobrze wykonanej aktorskiej roboty. Żadnych tajemnic, żadnego romansu, żadnych sekretów – jedynie szacunek i wspólna praca. Plotki, które zdążyły urosnąć do rangi „gorącego newsa”, okazały się więc jedynie kolejną medialną iluzją.
Dziś, po jego słowach, trudno jest już dopisać do tej historii więcej sensacyjnych wątków. Fani mogą odetchnąć, a aktor – skupić się na dalszej pracy. I choć zainteresowanie wokół jego osoby pewnie nigdy nie zniknie, jedno jest pewne: Adam Zdrójkowski po raz kolejny pokazał klasę i spokój, których próżno szukać u wielu dorosłych gwiazd.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Małgorzata Kożuchowska i Joanna Liszowska w żałobie. Ich słowa po śmierci Nikodema Mareckiego rozrywają serce
Lubicie oglądać “Rodzinkę.pl”? Dajcie znać w komentarzu pod artykułem oraz na Instagramie, Facebooku i TikToku!


Autor: Szymon Jedynak
Dodaj komentarz
showbiz
Kazik Staszewski kończy karierę po feralnym koncercie? „Mój czas nadszedł” – padła konkretna deklaracja
Koncert Kultu w Zielonej Górze wywołał prawdziwą burzę. Fani, którzy czekali na występ przez cały rok, nie mogli uwierzyć w to, co zobaczyli na scenie. Niedyspozycja lidera zespołu wywołała falę krytyki, a w sieci pojawiły się nagrania, które obiegły cały kraj. Dowiedz się więcej, jak swój występ skomentował sam Kazik Staszewski!
Kazik Staszewski od zawsze był głosem buntu i obserwatorem rzeczywistości. Jego utwory komentowały współczesne absurdy, polityczne napięcia i realia PRL-u, w których zaczynał tworzyć. Nigdy nie bał się kontrowersji, a jego teksty pełne były ironii i gorzkich spostrzeżeń. Tym bardziej niedzielny koncert w Zielonej Górze był zaskoczeniem i szokiem dla wiernych fanów, którzy przywykli do wysokiego poziomu występów Kultu.
Wielu widzów narzekało na chaos w wykonaniu utworów, bełkotliwe partie wokalne i zapominane fragmenty znanych piosenek. Internauci nie kryli frustracji: „To chyba żart. Byłem i wyszedłem. Kazik nawalony, nie dało się tego słuchać. Nie wiem jak macie zamiar zrekompensować to, co się stało. Człowiek czeka cały rok od wielu lat, jest to stały punkt w kalendarzu i co… masakara jakaś. Kiedy powtarzacie z Kazikiem na trzeźwo?” – pisał jeden z fanów.
Niektórzy uczestnicy koncertu opuszczali halę jeszcze przed końcem, inni domagali się zwrotów kosztów biletów, argumentując, że to, co otrzymali, było dalekie od standardów, do których przyzwyczaił ich Kult przez dekady. Fala krytyki rosła w zastraszającym tempie, a sytuacja w internecie stawała się coraz bardziej napięta.
Tuż po wydarzeniu Kazik Staszewski sam przyznał, że koncert był katastrofalny. W emocjach obiecał zwrot pieniędzy każdemu, kto prześle mu bilet, jednak później wycofał się z deklaracji. Wyjaśnił, że formalności związane z zwrotami są skomplikowane, a fani powinni kontaktować się bezpośrednio z organizatorem. Ta decyzja jeszcze bardziej wzmogła negatywne reakcje w sieci.
POLECAMY: Małgorzata Kożuchowska i Joanna Liszowska w żałobie. Ich słowa po śmierci Nikodema Mareckiego rozrywają serce
Kazik Staszewski zabrał głos po koncercie
Jeszcze tego samego dnia Kazik Staszewski opublikował obszerne oświadczenie na oficjalnym profilu zespołu Kult, w którym podzielił się szczerymi przeprosinami:
Chciałbym złożyć szczere przeprosiny za moją wczorajszą niedyspozycję, która uniemożliwiła mi wykonanie występu na odpowiednim poziomie. Biorę za to pełną odpowiedzialność – zaczął.
Lider zespołu wyjaśnił przyczyny swojego stanu:
W trosce o swoje zdrowie chcąc „ratować się” przed covidem oraz dokuczliwym bólem brzucha sięgnąłem po środki, które, jak się okazało, w połączeniu z alkoholem zadziałały zupełnie odwrotnie do zamierzonego. Z marnym skutkiem. Była to poważna lekkomyślność, za którą szczerze żałuję – tłumaczył na Facebooku.
Przeprosił także fanów, współpracowników i cały zespół:
Przepraszam wszystkich, którzy przyszli i oczekiwali normalnego występu. Wypada mi nie tylko wyrazić głęboki żal, lecz także zwrócić koszty tym, którzy byli obecni i zostali zawiedzeni moją postawą. Przepraszam również kolegów z zespołu i całą naszą ekipę za dyskomfort oraz wstyd, którego musieli doświadczać podczas prawie 3 godzin obecności na scenie – czytamy.
W oświadczeniu pojawiła się również szokująca deklaracja dotycząca przyszłości zespołu:
Po tym wczorajszym wydarzeniu i po rozmowach z żoną oraz dziećmi doszedłem do trudnego, ale koniecznego wniosku, że „mój czas nadszedł”. Stałem się własną karykaturą, czego zawsze chciałem uniknąć. Jest tego wszystkiego po prostu za dużo. Dlatego podjąłem decyzję, że w roku 2027 Kult zagra bardzo ograniczoną, minimalną ilość koncertów – zapewnił.
Kazik Staszewski podkreślił, że mimo ograniczeń, zakontraktowane koncerty odbędą się, ale on sam musi zwolnić tempo i zadbać o swoje zdrowie:
Obecnie mamy zakontraktowanych jeszcze kilkadziesiąt koncertów i one oczywiście się odbędą. Później jednak muszę zwolnić. Nie wiem, jak wytrzymam bez grania, nigdy tego nie robiłem ale tym razem hamulec musi zostać wciśnięty. W tym roku zagram 104 koncerty, do tego dochodzi wiele innych muzycznych obowiązków. To przekracza moje możliwości – dodał.
Na zakończenie Kazik złożył ostatnie słowa pełne skruchy i wdzięczności:
Być może jeszcze kiedyś się usłyszymy i zobaczymy. Na ten moment jednak jest to decyzja, którą muszę podjąć dla dobra swojego zdrowia, rodziny i wszystkich, którzy są częścią tego świata. Jeszcze raz przepraszam z całego serca. Dziękuję za wszystkie lata wsparcia. Z wyrazami szacunku i skruchy – zakończył.
Ten koncert i całe zamieszanie wokół niego stają się teraz jednym z najbardziej kontrowersyjnych wydarzeń w historii zespołu Kult. Fani, krytycy i media nie kryją szoku i choć wielu z nich wciąż czeka na kolejne występy, pytanie o przyszłość Kultu i formę Kazika Staszewskiego pozostaje otwarte.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Zaskakujące sceny na koncercie Beaty Kozidrak. Widownia dosłownie zaniemówiła [WIDEO]
Co uważacie o tym incydencie? Dajcie znać w komentarzu pod artykułem oraz na Instagramie, Facebooku i TikToku!


Autor: Szymon Jedynak
Dodaj komentarz
showbiz
Małgorzata Kożuchowska i Joanna Liszowska w żałobie. Ich słowa po śmierci Nikodema Mareckiego rozrywają serce
Wiadomość o śmierci młodego aktora sparaliżowała branżę filmową i poruszyła tysiące widzów. Kolejne osoby z ekipy produkcyjnej, aktorzy i twórcy publikują pełne bólu pożegnania, podkreślając, że odszedł ktoś absolutnie wyjątkowy. Jak wyglądały jego ostatnie dni i dlaczego ta tragedia tak mocno wstrząsnęła opinią publiczną? Dowiedz się więcej, co napisała Liszowska i Kożuchowska!
Nikodem Marecki był jednym z tych dziecięcych aktorów, o których branża mówiła wprost — „on zajdzie daleko”. Na planach filmowych czuł się jak w domu, zaskakiwał profesjonalizmem i wrażliwością, której niejeden dorosły mógłby mu pozazdrościć. Popularność przyniosła mu rola w „Białej odwadze”, gdzie jego talent dostrzegł i docenił reżyser Marcin Koszałka. Widzowie obserwowali, jak z każdym projektem rozwija się coraz szybciej, a jego kolejne występy tylko potwierdzały, że przed nim stoi wielka przyszłość.
Oprócz udziału w „Białej odwadze” Nikodem pojawił się także w filmie „Zołza”, gdzie partnerował ekranowo Małgorzacie Kożuchowskiej, a ostatnio trafił do obsady serialu „Szpital św. Anny”. To właśnie tam zagrał syna bohaterki granej przez Joannę Liszowską, z którą stworzył jedną z najbardziej naturalnych ekranowych relacji w produkcji. Ekipa serialu jako jedna z pierwszych wydała oficjalne oświadczenie, w którym nie kryła rozpaczy.
W oświadczeniu produkcji „Szpitala św. Anny” pojawiły się słowa, które momentalnie zaczęły krążyć w sieci:
Z niedowierzaniem i ogromnym bólem przyjęliśmy wiadomość o tragicznej śmierci Nikodema Mareckiego. Zawsze radosny, uśmiechnięty, bardzo zdolny, iskierka dobrej energii na planie. Wspaniale wcielił się w rolę Igora Hajduka w serialu “Szpital św. Anny”. Będzie nam go bardzo brakowało. Składamy wyrazy współczucia rodzinie i bliskim Nikodema. Łączymy się w niewyobrażalnym bólu – czytamy.
Jako jeden z pierwszych wstrząsającą wiadomość potwierdził twórca „Białej odwagi”, reżyser Marcin Koszałka, który opublikował wstrząsający wpis. Jego słowa odbiły się szerokim echem w internecie:
Okropna wiadomość, nie żyje Nikodem Marecki, który grał w “Białej odwadze”, synka głównej bohaterki, Bronki. Nikodem wybiegł z autobusu szkolnego i potrącił go samochód. Straszne, wielka strata, był bardzo zdolny i świat się przed nim otwierał. Do zobaczenia – czytamy we wpisie zamieszczonym na Facebooku.
Opisany przez reżysera wypadek natychmiast wstrząsnął opinią publiczną. Nikodem miał zginąć po opuszczeniu autobusu szkolnego – jeden moment nieuwagi okazał się tragiczny w skutkach. Tego typu zdarzenia niestety pojawiają się w statystykach drogowych, ale gdy dotyczą dziecka, które znała cała Polska, cały kraj w jednej chwili zamiera. Na świadomość ludzi spadła brutalna prawda o kruchości życia, zwłaszcza życia najmłodszych.
POLECAMY: Zaskakujące sceny na koncercie Beaty Kozidrak. Widownia dosłownie zaniemówiła [WIDEO]
Kożuchowska i Liszowska żegnają Nikodema Mareckiego
Mimo zaledwie 11 lat Nikodem zostawił po sobie wyjątkowy artystyczny ślad. Każda rola, w której wystąpił, nabiera dziś symbolicznego znaczenia, a jego obecność na ekranie będzie już zawsze niosła dodatkowy ładunek emocjonalny. Oglądając go w filmach i serialach, widzowie zobaczą nie tylko utalentowanego chłopca, ale dziecko, które miało przed sobą całe życie i ogromne marzenia. To w nich zostanie zapisana historia młodego aktora, którego droga została brutalnie przerwana.
Hołd Nikodemowi złożyła również Małgorzata Kożuchowska, z którą pracował na planie „Zołzy”. Jej słowa poruszyły internautów:
Ogromne wyrazy współczucia dla całej rodziny! Trudno uwierzyć w to, co się stało. Serce pęka. Nikodem był wspaniały – napisała pod wpisem rodziców młodego aktora na Instagramie.
Jedno z najbardziej poruszających pożegnań opublikowała Joanna Liszowska, serialowa mama Nikodema z serialu „Szpital św. Anny” . Jej długi, emocjonalny wpis jest dziś jednym z najczęściej udostępnianych. Aktorka pisała z rozdzierającą szczerością:
Nikoś… Nie ma słów, które wyraziłyby to, co czuję po twoim nagłym odejściu… Pamiętasz? Często żartowałam, że gdybym miała syna, chciałabym, żeby był taki jak Ty. Bystry, inteligentny, wesoły, z wyobraźnią, dowcipny, łobuzerski, a przy tym tak wrażliwy i ciepły – czytamy.
W dalszej części swojego wpisu Joanna Liszowska dodała słowa, które poruszyły do łez nawet obcych ludzi:
Byłeś wyjątkowy. Byłam twoją tylko serialową mamą, a kiedy to piszę, znowu płyną mi łzy. Nie wyobrażam sobie bólu, jaki czują Twoi Rodzice, Rodzina i bardzo mocno ich przytulam. Mam nadzieję, że odnajdą w sobie tę nieludzką siłę, by to przetrwać i żyć w tej innej rzeczywistości… bo bez Ciebie – dodała aktorka.
Aktorka zakończyła swoje pożegnanie w sposób, który poruszył tysiące internautów:
Nikoś będziemy, już za Tobą tęsknimy. I wiesz? Czyniłeś ten świat lepszym. Dziękuję, że mogłam Cię poznać. I nie wiem, dlaczego takie rzeczy się wydarzają… może by zrozumieć, że nasze “problemy” codzienności tak naprawdę nimi nie są – napisała Liszowska na Instagramie.
Odejście Nikodema Mareckiego to jedna z tych tragedii, które nie mieszczą się w głowie, bo dotyczą dziecka, które miało przed sobą całe życie i ogromny potencjał. Jego rodzina, przyjaciele, twórcy oraz widzowie będą nieść tę historię w sobie jeszcze długo. Po młodym aktorze pozostały wspomnienia, role i miłość ludzi, którzy mieli szczęście go poznać. W świecie filmu takich dzieci jak on jest niewiele, dlatego jego strata boli podwójnie.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Joanna Racewicz uderza w TVP. Nagle wspomniała o “panach z góry”. Czy dołączy do ekipy TVN? [SZCZEGÓŁY]



Autor: Szymon Jedynak
Dodaj komentarz
news
Zaskakujące sceny na koncercie Beaty Kozidrak. Widownia dosłownie zaniemówiła [WIDEO]
Po miesiącach milczenia, chorobie i zniknięciu z życia publicznego, Beata Kozidrak wróciła na scenę w sposób, jakiego nikt się nie spodziewał. Jej wielki powrót stał się wydarzeniem sezonu – pełnym emocji, odwagi i spektaklu, jakiego nie widziała jeszcze żadna polska hala. Co wydarzyło się za kulisami i jak wyglądała jej droga do tego momentu? Dowiedz się więcej!
Powrót Beaty Kozidrak na scenę był jednym z najgoręcej komentowanych momentów w polskiej muzyce ostatnich miesięcy. Gdy jesienią 2024 roku artystka zniknęła z mediów, odwołała trasę i podjęła leczenie, tysiące fanów zastanawiało się, co dzieje się z ikoną polskiej sceny. Dopiero później wyznała, że zmagała się z chorobą nowotworową, która zmusiła ją do zatrzymania się i walki o zdrowie. Dziś wraca – silniejsza, obecna i gotowa na nowy etap artystycznego życia.
Kilkanaście tygodni temu w szczerej rozmowie z Piotrem Wojtasikiem w “Dzień dobry TVN” Beata ujawniła, że choroba była dla niej momentem granicznym.
Bardzo się źle czułam. Proste przejście u mnie w domu z łóżka do toalety było dla mnie wielkim problemem i czułam, że to nie są żarty. Oczywiście zrobiłam wszystkie badania i tak jak każdy człowiek – bałam się bardzo, jaka będzie diagnoza […] Trafiłam do szpitala. Diagnoza była dość szybka, była to choroba nowotworowa – wyznała kilkanaście tygodni temu w rozmowie z Piotrem Wojtasikiem w “Dzień dobry TVN”.
Powrót w postaci wielkiego koncertu HOUSE OF BEATA w łódzkiej Atlas Arenie stał się symbolem jej determinacji i ogromnej siły. To nie był zwykły koncert – to było wydarzenie, które zamieniło jedną z największych hal w Polsce w wielką, pulsującą domówkę, pełną muzyki i emocji. Publiczność weszła w świat Beaty i zespołu KAMP! już w momencie, gdy pulsujące odliczanie pojawiło się nad sceną, a dźwięki miasta zaczęły przechodzić w rytm przygotowań do imprezy.
Współpraca Beaty Kozidrak z KAMP! okazała się artystyczną fuzją, o której będzie się mówić długo. Gdy muzycy pojawili się na scenie, publiczność dosłownie eksplodowała energią. W nowej, elektronicznej wersji „Olek” otworzył koncert z potężnym brzmieniem, które od razu narzuciło tempo całemu spektaklowi. Elektronika, moc, nowoczesność – Beata wyszła ze swojej strefy komfortu i zrobiła to z pełną odwagą.


Atmosfera HOUSE OF BEATA przypominała najbardziej roztańczoną domówkę roku. Dziesięć tysięcy fanów zanurzyło się w świat neonów, świetlnych pejzaży, baniek, wizualizacji i efektów, które sprawiały, że arena drżała od energii. Po ośmiu tysiącach koncertów z Bajmem ten projekt pokazał, że Beata nadal potrafi ryzykować, zaskakiwać i sięgać po nowe środki wyrazu i robi to z rozmachem, którego nie powstydziliby się najlepsi światowi performerzy.
POLECAMY: Nie żyje 11-letni Nikodem Marecki. Widzowie poznali go w serialu “Szpital św. Anny”. Co się stało?
Relacja z koncertu ‘House of Beata”
W kolejnych utworach publiczność miała okazję zanurzyć się w muzycznym „domu Beaty”. Połączenie skrzypiec, orkiestry dętej i chóru stworzyło wielowymiarową, emocjonalną konstrukcję, która niosła zarówno nostalgię, jak i taneczną energię. Każdy kolejny numer stawał się kolejnym pokojem w tym domu – innym, emocjonalnie unikatowym i pełnym charakteru.
Wielkie poruszenie wywołał gościnny występ Kasi Moś, która zeszła z balkonu otoczonego przyjaciółkami Beaty wprost w światło sceny. Wspólne wykonanie „Upiłam się Tobą” stało się jednym z emocjonalnych szczytów wieczoru. Ich duet udowodnił, że scena muzyczna w Polsce może być miejscem nie tylko talentu, ale i autentycznej kobiecej solidarności.
Kulminacyjny moment wieczoru przyniosła „Rzeka marzeń” – wykonana z chórem, przy wizualizacjach opowiadających o dzieciństwie i niewinności. Hala zamieniła się w przestrzeń pełną wspólnego wzruszenia, a konfetti i światła tylko podkreśliły wyjątkowość chwili. Publiczność nie wypuściła Beaty ze sceny – bisy były nieuniknione.
Na bis zabrzmiały „Żal mi tamtych nocy i dni” oraz ponownie „Upiłam się Tobą”, tym razem śpiewana przez dziesięć tysięcy ludzi jednocześnie. Ten moment scementował wyjątkowość wieczoru – nie był to powrót, lecz triumf. Triumf kobiety, która przetrwała chorobę, wróciła silniejsza i podarowała publiczności wydarzenie, które trudno będzie powtórzyć.
HOUSE OF BEATA zapisał się w historii nie tylko jako koncert, ale też jako symbol odwagi, odbudowy i radości powrotu do życia. Beata Kozidrak i KAMP! stworzyli przestrzeń, która na tę jedną noc stała się domem tysięcy ludzi. Intensywnym, tanecznym, wzruszającym – jedynym w swoim rodzaju.
Koncert powstał we współpracy z Miastem Łódź, Radio ZET oraz organizatorem Note the Note i bez wątpienia zostanie zapamiętany jako jedno z najważniejszych wydarzeń muzycznych roku.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Doda ujawnia, co ją brzydzi. Padły ostre słowa o zdrowiu i higienie: “Nie wchodzę nikomu do łóżka”
Którą piosenkę z repertuaru Beaty Kozidrak lubicie najbardziej? Dajcie znać w komentarzu pod artykułem oraz na Instagramie, Facebooku i TikToku!






































Autor: Szymon Jedynak
Dodaj komentarz
-
showbiz4 dni temuBartek Jędrzejak niespodziewania przeklął na antenie “Dzień dobry TVN”. Reakcja Prokopa i Wellman zaskoczyła widzów
-
news1 dzień temuNie żyje 11-letni Nikodem Marecki. Widzowie poznali go w serialu “Szpital św. Anny”. Co się stało?
-
news5 dni temuNie żyje Agnieszka Maciąg. Tragiczne informacje przekazał jej mąż. Co się stało i jakie są przyczyny śmierci?
-
showbiz2 dni temuBartłomiej Kasprzykowski komentuje decyzję o zakończeniu serialu „Przyjaciółki” – padły zaskakujące słowa o ekipie
-
showbiz4 dni temuPolsat podjął trudną decyzję. Kultowy serial znika z anteny – fani w totalnym szoku. Co będzie w zamian w ramówce?
-
news3 dni temuJoanna Jabłczyńska trafiła do szpitala. Fani w ogromnym niepokoju. Co się stało?
-
showbiz3 dni temuKarolina Gilon poprowadzi “Mam Talent”? Te informacje nie pozostawiają wątpliwości
-
showbiz2 dni temuDanuta Martyniuk wreszcie się wygadała. Czy Daniel Martyniuk usiądzie przy wigilijnym stole?

Dodaj komentarz