Śledź nas

news

#FETYSZOWO: “Mam własne wybory i kryteria” – wywiad z Krystyną Mazurówną

Opublikowano

w dniu

Nienawidzi, kiedy mówi się o niej „celebrytka”. Sama kreuje swoją rzeczywistość, wizerunek, a światowej sławy jest, jak twierdzi, tylko w Polsce, co niezmiernie ją bawi. Niekwestionowana ikona tańca i choreografii. Autorka świetnie sprzedających się książek. Już za chwilę ukaże się jej kolejna. Od dawna fascynuje mnie jako człowiek, osobowość, dlatego poprosiłem o wywiad, wszak uważam, że z ikonami należy rozmawiać za życia, a nie pisać o nich dopiero kiedy staną się legendami.

 


Fetysz: Pani Krystyno, ja Panią uwielbiam. Chciałem to Pani powiedzieć już dawno temu, ale chyba krępowała mnie jakaś nieśmiałość. Za każdym razem, kiedy oglądam Panią w telewizji czy prasie, to myślę sobie, jak dorosnę, to chcę być taki jak Mazurówna. Moja ciotka zaś na wiadomość, że będę z Panią rozmawiał, wykrzyknęła: „Z tym dziwadłem”?! I to właśnie niechże będzie początkiem tej rozmowy. Jak to jest być w Polsce kolorowym ptakiem

Krystyna Mazurówna: O, serdeczne pozdrowienia dla Cioci!!! Jak to jest w Polsce być kolorowym ptakiem? Tak, jak ogólnie w Polsce BYĆ INNYM – nasz kraj, niestety, jest bardzo zacofany i ma wszystkie wady prymitywnej przeszłości – rasizm, homofobię, antysemityzm i także właśnie brak jakiejkolwiek tolerancji. Nie wolno mieć kolorowych włosów, nie wolno wyróżniać się z tłumu, trzeba być szarym, przemykać się pod ścianami i starać się być niezauważonym. Mao już dawno chciał wszystkich Chińczyków udupić, ubierając ich identycznie.


Fetysz: A nie sądzi Pani, że takiego Mao to my mamy w Polsce? Też malutki i wszystkim chce łupać umysły, wyciosać inteligencję i wrócić do czasów Flinstones…

Krystyna Mazurówna: Nie będę się wypowiadać personalnie, a to, że ktoś czy też ten ktoś jest malutki, to jeszcze najmniejsza wada… Kto wybiera rząd, ten musi ponosić konsekwencje. Nie pójście do wyborów jest też wyborem.


Fetysz: Skąd w Polakach, tyle tak zwanego ageizmu? Że w pewnym wieku to nie wypada? Że po pięćdziesiątce to już burka i czador? A jak stuknie sześćdziesiątka to ino wybierać ulubione drzewo i strugać drewniany garnitur, trumienkę.

Krystyna Mazurówna: No, niestety, na szczęście nigdy nie przejmowałam się tym, co wypada, a co nie wypada. Robię to, co lubię i mi z tym dobrze. Po pięćdziesiątce, mówi Pan? Za półtora roku będę – jak się uda – po osiemdziesiątce, i nie zamierzam odmawiać sobie czegokolwiek, ani w sposobie zachowania się, ani ubierania! Mam własne wybory i własne kryteria – nie noszę mini, bo mi się już nie podobają moje tłuste odkryte nóżki, ale – mini do czarnych obcisłych legginsów i butów do pół uda, proszę bardzo!


Fetysz: Pani swoim wyglądem, a przede wszystkim energią to mogłaby obdzielić kilka młodszych kobiet, nie tylko pięćdziesięcioletnich. Jest Pani feministką?

Krystyna Mazurówna: Zależy, co to dokładnie znaczy. Jestem na pewno za tym, żeby mieć równe prawa – biały z czarnym, hetero z homo, baba z facetem. Jestem zapraszana na różne Kongresy Kobiet – po wielu wystąpieniach kobiet, które ogólnie narzekają na mężczyzn, wychodzę na scenę i zaczynam od: “Ale ja kocham mężczyzn!” – co odbierane jest z ogólną wesołością i dużym aplauzem. Potem już wszystkie idziemy na kolację i popijawę… I znów mnie zapraszają na następny Kongres Kobiet.


Fetysz: Ma Pani jeden z bardziej wyrazistych wizerunków na polskiej scenie. W zasadzie poza Panią, Michałem Witkowskim i Violettą Villas, nie było nikogo aż tak zjawiskowo wyróżniającego się. No może Trojanowska, Ostrowska i Kora w latach 80-tych. W czasach, kiedy wszystkie twarze, usta i piersi to jak zamki z piasku lepione z jednej foremki uznaję to za szaleństwo albo wręcz jaja, żeby tak się wybijać. Jak narodził się Pani wizerunek? Przeniosła Pani jakąś sceniczną inspirację do życia codziennego?

Krystyna Mazurówna: A co, czy moja twarz, usta i piersi nie są w porządku? Pyta Pan, czy przeniosłam jakąś sceniczną inspirację? Ależ skąd, to scena inspiruje się czasem moim wizerunkiem! Dobrze wiem, co mi się podoba – a rozszerza się to nie tylko na sposób ubierania się, malowania i czesania ale i na sposób na życie! W roku 1960 byłam samotną matką, panną z dzieckiem, jak to wtedy nazywano, i to nie z jakiejś konieczności, a z wyboru – był to na pewno akt odwagi, zwłaszcza w tym kraju i w tamtych czasach. To gest bardziej heroiczny, niż zielone włosy, które wtedy nosiłam!

 

Polecamy: #FETYSZLIGHT: Kate Moss X Reserved, czyli najlepsza supermodelka i rolowanie

 

Fetysz: Miałem na myśli te twarze i usta z jednej taśmy produkcyjnej. Ale dała się Pani pociąć jak to się nieelegancko mówi na wizji i w prasie. Był lifting. Sponsorowany? Korzystanie z operacji plastycznych to obecnie przywilej? Proszę nie odbierać tego negatywnie, gdyby mi zaoferowali to też bym się kładł i ciął, ale nie oferują.
Krystyna Mazurówna: Głupota, głupota. A posiadanie samochodu to przywilej? A kosztuje drożej! Sprawa wyboru, jak wszystko w życiu. Nie mam najmniejszych kompleksów na tym – ani na innym – tle, jeden lifting zrobiłam sobie w Paryżu za duże pieniądze (ale nie mam wciąż samochodu), drugi mi zaofiarowano – chętnie skorzystałam. O czym tu tyle mówić, skoro nie ma o czym gadać? Dla mnie zrobienie liftingu jest tak samo skandaliczne, jak wstawienie sobie zęba.


Fetysz: Mówią, że świat artystów rządzi się własnymi prawami – jakimi?

Krystyna Mazurówna: Jest takie słowo, które brzmi “WOLNOŚĆ”, nie zawsze i nie wszyscy rozumieją, co to właściwie znaczy. Myślę, że właśnie artyści są tego znaczenia najbliżsi – może to ich wyróżnia? Trzeba też mieć niemało odwagi, żeby przeżyć całe życie bez konieczności poczucia bezpieczeństwa, znaczy bez pensji co pierwszego – udało mi się to, nigdy tak naprawdę nie wiedziałam, z czego będę żyła w przyszłym miesiącu, co nie przeszkodziło mi zupełnie dobrze dać sobie radę! Artyści – przynajmniej większość – żyją w świecie bajki, bawią się życiem, trochę jak dzieci, mają taką samą niefrasobliwość i radość życia!


Fetysz: Jak zmieniał się wizerunek kobiety? Jako obywatelka świata, Paryżanka, uważa Pani, że w Polsce idziemy do przodu czy cofamy się do Afryki gdzie dziewczynkom kastruje się kobiecość?

Krystyna Mazurówna: Parę lat temu ze smutkiem twierdziłam, że Polska jest jeszcze w epoce średniowiecza. Teraz – cofnęła się do epoki kamienia łupanego. Ale świat też idzie krętymi drogami, postęp i demokracja nie są za wygodne, nasze – niestety, wrodzone instynkty nie są wszak najlepsze, wciąż chcemy odbierać zabawki innym i dawać im po głowie łopatkami… Ach te rączki “do siebie”, kiedy wreszcie damy się ponieść szlachetności?


Fetysz: Myśli Pani, że to kiedykolwiek nastąpi? Czy musi dojść do rewolucji? Może przenieść z rewolucyjnej Francji gilotynę i niech spadają durne łby?

Krystyna Mazurówna: Rewolucje pewnie i będą, ale niekoniecznie w tej sprawie, tu społeczeństwa muszą dojrzeć, być wyedukowane, tak jak małe dziecko, które trzeba wychować, powiedzieć mu, że czasem trzeba się podzielić ciasteczkiem i ma to większą wartość, niż opchać się nim samotnie.


Fetysz: Gdyby miała Pani opisać różnice życia w Paryżu, a Warszawie. Co najbardziej kłuje w oczy? A co może zaskakuje i jest z kolei niespotykane we Francji?

Krystyna Mazurówna: Ludzie w Warszawie są na pewno bardziej szarzy i smutni, Paryż jest zbiorem ludzi z całego świata, czarni i żółci mają takie same prawa i taką samą rację bytu, a w Warszawie – wszyscy jakoś zielonkawi… Nasi rodacy na ulicach Paryża wyróżniają się głównie tym, że używają “kurwa, kurwa” już nie tylko, jako przecinek, ale ten wyraz zastępuje im niemal wszystkie inne!


Fetysz: Tak samo jest w Londynie. Znajomy Anglik dostał kiedyś w pysk w barze, wszak myśląc, że tak często wypowiadana “kurwa” to po prostu “dzień dobry” czy coś grzecznościowego, więc wydarł się tak do ucha niewieście, która mu się spodobała. Ma Pani jakieś anegdoty związane z Polakami zagranicą?

Krystyna Mazurówna: Tak, mam wiele, polecam przeczytać moją czwartą książkę, która niedługo wyjdzie – “Nasi zagranicą”.

 

Polecamy: #FETYSZlight: słów kilka o naczelnych hejtu w necie [felieton]


Fetysz: Notuję i dodaję do stosu lektur obowiązkowych, który ostatnio nic tylko się spiętrza. Czym jest dla Pani moda? Bo wydaje mi się, że bardziej ucieka Pani od niej, od trendów, niż zgadza się na obwieszenie metkami, logiem i podpisem projektanta.

Krystyna Mazurówna: Uciekam? Nie, ja ją wyprzedzam! Czuję, w jakim – bardzo logicznym – kierunku idzie moda, na wszystko – sposób ubierania się ale i tańczenia, muzykowania, poruszania i zachowywania się nawet… Nie znoszę “metek”, ale nie znaczy, że nie toleruję wszystkich wielkich krawców – uwielbiam Japończyków, za Comme des Garcons dam się pokroić, niesłychanie cenię Yamamoto za wizjonerstwo, podziwiam też – właśnie za odwagę w swojej “inności” Jean-Paul Gaultier’a oraz Vivienne Westwood. Popieram też małą garstkę polskich projektantów, którzy naprawdę czują, o co chodzi – mają wyczucie formy, proporcji i stylu. Ale mogę wybrać kieckę ze sklepu u Chińczyka czy z second-hand’u – i jest wspaniała, mam nosa, i jestem z tego dumna!


Fetysz: Comme des Garcons to moja ukochana marka. O Vivienne Westwood krążą legendy obecnie tworzy tylko jedną linię, Gold Label, resztę robią za pół darmo studenci. Takie Chiny w Londynie. Wyzysk, pisanie książek i dopinanie filozofii, a ona słynie z nieopłacania swoich pracowników i wyzywania ich. Ale wielka moda rzadko kiedy niesie za sobą szacunek do pracownika. Gdzie są zatem te najlepsze second handy?

Krystyna Mazurówna: Gdzie są najlepsze second handy? Nie wiem, korzystam z nich przypadkowo i sporadycznie, Co do Vivienne Westwood, jest to genialna osoba, nawet jakby nie płaciła nikomu ani grosza – nie należy mylić pojęć. Co innego zły charakter, a co innego wyczucie linii i nowatorska kreatywność. Bejart – najlepszy choreograf dwudziestego wieku – też pozwalał swoim tancerzom improwizować, on tylko selekcjonował ich pomysły choreograficzne, na tym też może polegać geniusz. Vivienne Westwood jest wielka, psy szczekają, a karawana idzie dalej.


Fetysz: Pani Krystyno, wróćmy do Pani początków. Jak wspomina Pani Lwów i dzieciństwo? Czy taniec od zawsze Pani towarzyszył? Okres powojenny i jego nastroje nie sprzyjały raczej radości, a może właśnie ten powolny renesans, odgruzowanie się kraju sprawiało, że chciało się iść w stronę sztuki?

Krystyna Mazurówna: Ze Lwowa pamiętam głównie lampę, która wisiała w salonie… Dzieciństwo było najgorszym okresem w moim życiu, potem było ciężko, ale już lepiej, tak stopniowo się polepszało, a teraz to już po prostu bajka, mam fajne życie, jak ten Cysorz!!!


Fetysz: Najgorszy okres ze względu na biedę? Czy miało na to wpływ co innego?

Krystyna Mazurówna: Ależ skąd, bieda to jest stan, którego nigdy nie zaznałam, nie dlatego, że miałam zawsze kupę szmalu, ale dlatego, że nie jest to dla mnie ważne. Dzieciństwo było koszmarem, byłam stale prześladowana przez starszą siostrę, była wojna, ojciec się ukrywał w piwnicy, a matka biegała całymi dniami żeby zdobyć coś do jedzenia, a w wieku moich trzynastu lat rodzice się rozwiedli, jedno poszło w prawo a drugie w lewo, zostałam sama z ręką w nocniku – przemieszkiwałam trochę u cioci, trochę w hotelu, trochę w internacie, trochę u koleżanki… Potem – wczesna dorosłość w ustroju fałszu, samotność w moich poczynaniach artystycznych, wreszcie adaptacja do życia emigrantki w obcym kraju – na szczęście teraz jest cudnie!


Fetysz: Początki. Teatr Wielki. Jak wyglądały Pani pierwsze kroki na scenie?

Krystyna Mazurówna: Początki były dużo wcześniej, w wieku trzech lat zadecydowałam, że będę tancerką, i – jako niesłychanie uparte dziecko – tego się trzymam do dziś. Teatr Wielki był dla mnie fabryką, smutne, nużące i mało artystyczne próby w kółko tych samych kilku baletów, odsiadywanie w bufecie przy ciastkach osiem godzin dziennie, a wraz z pensją przydział… dwóch rolek papieru toaletowego. Koszmar, prawda? Dlatego długo tego nie wytrzymałam, i po dwóch latach złożyłam – ku zdumieniu wszystkich – wymówienie! Był to pierwszy i nie wiem, czy nie jedyny do dziś taki przypadek.


Fetysz: Nie bała się Pani wówczas, że nie znajdzie Pani pracy, zostanie z niczym, że nawet rolek papieru toaletowego nie będzie?

Krystyna Mazurówna: Nigdy w życiu się niczego nie bałam, oprócz… myszy. Wiem doskonale, że każdy z nas jest panem swego losu, i ma dokładnie to i tylko to, na co zasłużył.


Fetysz: Casino De Paris. Legendarne miejsce. W jaki sposób się tam Pani znalazła? I muszę o to zapytać, wszak występowała w Casino De Paris i Violetta Villas. Poznała ją Pani kiedyś? Jaką była artystką? Osobą?

Krystyna Mazurówna: Po prostu poszłam na casting, gdy choreograf z Las Vegas miał robić kolejny program i wygrałam – zaangażowano 24 tancerki z 326 kandydatek! Byłam za mała do zespołu, ale się spodobałam więc podpisałam kontrakt na solistkę! Violetta nigdy nie była w Paryżu w “Casino de Paris”! Tak, oczywiście że ją znałam – jeszcze w Polsce, ale to osobna opowieść… Jeździła owszem z naszym impresario Wojewódką na objazdy po Stanach, występowała z polskimi grupami artystycznymi – może była w Las Vegas, tam jest wiele kabaretów, może i jeden z nich się nazywał “Casino de Paris” ale w prawdziwym, paryskim jej noga nigdy nie postała!!!

 

Polecamy: #FETYSZLIGHT: VILLAS. NIC PRZECIEŻ NIE MAM DO UKRYCIA


Fetysz: Została Pani choreografem. Jakie to uczucie patrzeć na scenę i widzieć ułożony przez siebie układ wyćwiczony do perfekcji przez innych tancerzy?

Krystyna Mazurówna: Byłam choreografem niemal od początku, robiłam w latach sześćdziesiątych wszystkie choreografie dla mnie, dla mego duetu z Gerardem Wilkiem i dla mojego zespołu tańca jazzowego. Potem, w Paryżu – między innymi do teatru “Elysee Montmartre” i dla mego zespołu “Ballet Mazurówna”. Plus – kilkadziesiąt, a może i kilkaset choreografii dla różnych teatrów w Polsce…


Fetysz: Odniosła Pani olbrzymi sukces, myśli Pani, że z perspektywy czasu – mógłby być jeszcze większy gdyby zrobić coś inaczej? Czy może nie pozwalała na to tamtejsza teraźniejszość?

Krystyna Mazurówna: Jaki sukces? W Polsce byłam i jestem ciągle “światowej sławy”, ale tylko w Polsce, jest to dowcip, który powtarzam często moim dzieciom. Byłam całe życie niezłą tancerką, bo mam temperament, poczucie linii no i indywidualność… Uprawiałam zawód, który dawał mi wiele satysfakcji, nigdy nie musiałam chodzić do pracy z trudem czy marzyć tylko o niedzieli, o wakacjach, o emeryturze… Ale – moim największym sukcesem jest moja trójka dzieci, spełniłam się jako matka i teraz jestem szczęśliwa i dumna z każdego z nich – są niezależni, mają wspaniałą mentalność, wolne, artystyczne zawody, nie boją się życia i świetnie sobie w nim dają radę!. Sukces? Co się przez to rozumie? Ja – żyć zawsze intensywnie, pełnią życia, robić zawsze to, na co się ma ochotę, i móc mówić to, co się myśli. Obraża mnie nazywanie mnie w Polsce “celebrytką”, nigdy nie miałam z tym nic wspólnego i nie chcę mieć!


Fetysz: Jaka była Josephine Baker? Bo i z nią, dla niej Pani pracowała.

Krystyna Mazurówna: Tak, byłam solistką w jej ostatnim spektaklu – odsyłam do mojej książki, tym razem “Burzliwe życie tancerki”.


Fetysz: Taniec to i ból. Nie planowała Pani kiedyś rzucić tego w cholerę? Czy zdarzyło się w Pani życiu jakieś nieprzyjemne doświadczenie?

Krystyna Mazurówna: Ból??? Jaki, obtartych palców? Zmęczonych mięśni? Nie, nie jestem masochistką i zawsze robię to, na co mam ochotę – łącznie z moim zawodem numer jeden, tańcem. Rzucić? Nie, dlaczego? Z rzucania, rzucam tylko mężów…


Fetysz: Ano właśnie! Mnie nie wypadało zaczynać tematu, ale skoro rzuciła Pani już mężem… W jednej ze swoich książek, opowiada Pani historię, kiedy to normalnie Amor urządził sobie z Pani serca strzelnicę i były same dziesiątki… Czy te momenty, te wielkie, spowolnione w czasie zakochania pamięta się całe życie?

Krystyna Mazurówna: Oczywiście, miłość to najpiękniejsza ozdoba życia, bez tego intensywnego uczucia życie byłoby nudne i nie warte przeżycia.

 


Fetysz: Wyczytałem, że mężów było dwóch, małżeństwo nie jest dla Pani czy po prostu mężczyźni mają termin przydatności?

Krystyna Mazurówna: Mężów było dwóch? Pan ma wiadomości! A tego, z którym przeżyłam siedem lat, mam liczyć jako męża, czy nie? A ten, co trwał trzy miesiące, a rozwód się ciągnął trzy lata, był bardziej mężem od tego, z którym mam dziecko? Zawracanie głowy z tymi schematami. Tak, miałam kilka wielkich miłości w życiu, jestem z tego powodu szczęśliwa i dumna, ale – jak uczucie się skończyło, odeszło – nie jestem zwolenniczką bycia razem dalej za wszelką cenę, po to tylko, że tak wypada, że jest wygodniej, albo że sama bym nie dała rady, albo – co ludzie powiedzą. Lubię zmiany w życiu, to prawda, i nie uznaję działań spowodowanych wyłącznie zwyczajami czy kontekstem społecznym…


Fetysz: Co jest dzisiaj w mężczyznach najbardziej pociągające, a co odrzuca bardziej niż zapach skunksa?

Krystyna Mazurówna: Zależy dla kogo. Dla mnie niewątpliwie najbardziej pociągająca jest inteligencja, uwielbiam mężczyzn o takiej właśnie sile. Jeśli mężczyzna mi imponuje, to właśnie tą stroną swojej osobowości – silniejszy zawsze może być tragarz, przystojniejszy model czy aktor filmowy, bogatego nie szukam, bo sama umiem się wzbogacić, dostatecznie do moich potrzeb.

 

Polecamy: #FETYSZlight: Manifest Singla


Fetysz: Posiada Pani niesamowitą odwagę ŻYĆ. Wszędzie podkreśla Pani, że taniec i choreografia to tylko niektóre zawody, które Pani wykonywała. Czy było tak, że zamykały się drzwi, nie było zleceń, jedzenia i trzeba było imać się tego, co się nawinęło?

Krystyna Mazurówna: Nie, nigdy tak tego nie odczuwałam. Uwielbiam wszystko, co jest kreatywne – równie dobrze, jak tancerką czy choreografem, mogłabym być kreatorką mody, architektką wnętrz czy kimś innym, kto w życiu kreuje… Kreuję także własne życie, i mam wciąż nieodparte wrażenie, że jestem jego jedynym autorem – po zakończeniu kariery tancerki wykonywałam około trzydziestu różnych zawodów, wszystkie z wyboru, nigdy z konieczności. Między innymi, byłam szatniarką, bileterką, kelnerką, ekspedientką, kasjerką – tylko dlatego, że po rozstaniu się z francuskim mężem, żeby osłodzić mu stratę “kobiety jego życia” jak mnie określił, chciałam zostawić mu – bez podziału majątku – wielkie mieszkanie w Paryżu, duży dom na wsi, dwa samochody, konto bankowe i wszystkie inne szpeje, więc zaczęłam od zera po pięćdziesiątce – wiedząc, że dam sobie radę! No i dałam… Właśnie potem kupiłam te siedemnaście mieszkań, zapewniając sobie bardzo wygodne życie i niezły spadek dzieciom i wnukom.


Fetysz: Tak po polsku zapytam, bo wiadomo, w Polsce to jak ma, to na pewno ukradł, podpalił, oskalpował, umył ręce, zakopał w lesie, oblał kwasem, fiku mik, ślad znikł. Skąd te pieniądze? Znajomy w Londynie z kupą kasy na koncie nie może kupić mieszkania, bo mu bank odpowiada, że wciąż za mało i że za mało wierzytelny…

Krystyna Mazurówna: Detale opisałam w moich książkach.. Wbrew pozorom, udowodniłam nawet i sobie samej, że nawet wykonując tak zwane “drobne zawody” – kelnerki, szatniarki, ekspedientki, kasjerki, informatorki w metrze, barmanki itp. można za to kupić mieszkanie! Tylko – tak jak ja – trzeba wykonywać pięć – sześć zawodów dziennie, a nie jeden. Dziesięć godzin zajadlej roboty, cały zarobek do banku, i – za kilka miesięcy, jak znalazł. Tylko zakup pierwszego mieszkania jest trudny, każde następne można od razu wynająć i wtedy lokator niejako spłaca pożyczkę!

 

Fetysz: Co w ogóle skłoniło Panią do wyjazdu akurat tam?
Krystyna Mazurówna: Nie znoszę wsi, morza, lasów, spokoju i wakacji. Mogę żyć tylko w Paryżu, ewentualnie Londynie a na pewno w Nowym Yorku .Sprawa wyboru w życiu, tego się chyba nie da wytłumaczyć…


Fetysz: Obce miasto, brak kontaktów, czasami i języka – uważa Pani, że emigracja to w obecnych czasach konieczność, cudowna możliwość czy przekleństwo?

Krystyna Mazurówna: Jak wszystko w życiu, powinna to być sprawa wyboru – ale świadomego, znając swoje upodobania i możliwości. Nie mówię tu o stanie konta, ale o stanie możliwości wewnętrznych – trzeba charakteru, chęci walki, zapału i wytrwałości, żeby umieć przystosować się do innego otoczenia, innej społeczności, innych zwyczajów – ale zwłaszcza – innej mentalności! Ale – u Polaków jest to często dramat, a u Anglików czy Amerykanów na przykład – sprawa zwykłego wyboru, żyją sobie w Norwegii, w Stanach, na Alasce – i nie jest to ani konieczność, ani cudowna możliwość, ani przekleństwo.


Fetysz: Nad czym obecnie Pani pracuje? Czy w ogóle zamierza Pani kiedyś przestać pracować, czy Mazurówna to jednak wciąż pędząca górska kolejka, która kocha przyspieszać na zakrętach życia?

Krystyna Mazurówna: Tak, lubię intensywność, w spojrzeniu, w uczuciach, w życiu. Robię to, co lubię – nie zamierzam zwolnić. Za parę dni lecę do mego rodzinnego Lwowa, na międzynarodowy Kongres Kobiet, właśnie skończyłam moją kolejną, wspominaną, książkę “Nasi zagranicą” i zabieram się do następnej – “Romans wirtualny”. W lecie wezmę udział w festiwalu “Szał i szaleństwo” w Lubostroniu, będę też miała liczne spotkania z czytelnikami w kilku ośrodkach w Polsce, wezmę udział w Festiwalu Muzycznym w Bydgoszczy i w pokazach mody we Wrocławiu i w Krakowie. Ale – mam nadzieję, że przed jesienią wpłynie jeszcze wiele propozycji…


Fetysz: Ponoć rzekła Pani swoim dzieciom, aby Pani prochy spuścili w toalecie. Serio?

Krystyna Mazurówna: A co z pańskim poczuciem humoru? Dzieci dobrze mnie zrozumiały… Chodzi o to, że odrzucam schematy, dla mnie pogrzeby z zawodzeniami, gdy wszyscy przychodzą żeby zobaczyć, kto przyszedł i jak był ubrany, są taką samą aberracją jak stu-osobowe wesela, te obrzędy mnie najwyżej śmieszą, nie chcę żadnych uroczystych pogrzebów, kazań, przemówień, pośmiertnych odznaczeń itd. Najlepiej się czuję gdzieś między moim Paryżem, a moim ulubionym Nowym Yorkiem, dlatego najchętniej bym była spalona a prochy – symbolicznie – może i rozrzucone gdzieś między tymi miejscami. Ale – że w samolocie okna są zamknięte, proszę bardzo – nawet przez sraczyk! Wiem, że to niemożliwe – ale to przenośnia, co jest z tym poczuciem humoru u rodaków, kompletnie nieobecny?

Autor – Bartek Fetysz.

fot. informacja prasowa.

news

Czy drogie etui naprawdę są lepsze? Porównanie popularnych marek

Opublikowano

w dniu

przez

Wybór nowego smartfona, jak iPhone 17 Pro czy Galaxy S25, to dopiero początek wydatków. Zaraz potem stajemy przed dylematem zakupu odpowiedniego zabezpieczenia. Półki sklepowe uginają się pod ciężarem akcesoriów w bardzo różnych cenach. Zastanawiamy się, dlaczego jedne pokrowce kosztują ułamek wartości innych. Spróbujmy przeanalizować, czy wyższa cena faktycznie przekłada się na lepszą jakość ochrony.

Co kryje się za wysoką ceną etui premium?

Wysoka cena produktów marek premium, takich jak oryginalne etui Apple czy Samsung Capella, nie bierze się znikąd. Płacimy przede wszystkim za zaawansowane badania i rozwój danego produktu. Producenci telefonów projektują te akcesoria, gwarantując idealne dopasowanie do każdego milimetra urządzenia. Materiały, takie jak wysokiej jakości poliwęglan czy termoplastyczny poliuretan (TPU), są starannie selekcjonowane. Oferują one znacznie lepszą absorpcję wstrząsów oraz odporność na uszkodzenia. Do tego dochodzą technologie, jak pełna integracja z systemem MagSafe, zapewniająca mocne przyleganie ładowarek. Kupując droższy produkt, inwestujemy w spokój ducha i pewność, że etui nie zawiedzie.

Czy tańsze zamienniki oferują wystarczającą ochronę?

Rynek jest pełen budżetowych alternatyw, które kuszą niską ceną. Wiele z nich zapewnia podstawową ochronę przed codziennymi zarysowaniami obudowy czy ekranu. Problem pojawia się jednak podczas poważniejszego upadku z większej wysokości. Tańsze materiały mogą nie poradzić sobie z rozproszeniem energii uderzenia tak skutecznie. Warto jednak zauważyć, że istnieją marki ze średniej półki, jak choćby XLINE. Oferują one solidne wykonanie i wsparcie dla MagSystem, stanowiąc złoty środek. Szeroki wybór różnorodnych produktów, w tym sprawdzone etui na telefon, pozwala znaleźć kompromis. Zawsze warto sprawdzić opinie innych użytkowników przed finalnym zakupem tańszego modelu.

Jakie są realne różnice w codziennym użytkowaniu?

Różnice między segmentami cenowymi odczuwamy każdego dnia. Etui premium zazwyczaj znacznie lepiej leży w dłoni, zachowując smukły profil telefonu. Przyciski boczne działają z idealnym “klikiem”, a wycięcia na porty są perfekcyjnie wykonane. Tańsze zamienniki często szybciej tracą walory estetyczne, na przykład przezroczyste modele potrafią żółknąć. Ponadto, siła magnesów w nieoryginalnych akcesoriach MagSafe bywa rozczarowująca. Komfort użytkowania jest więc realnie wyższy w droższych modelach. Wybierając pokrowiec, warto porównać kilka istotnych cech.

Oto aspekty, które realnie odróżniają droższe modele:

  • Jakość użytych materiałów (np. poliwęglan premium kontra zwykły plastik).
  • Obecność certyfikatów (np. testy upadkowe Military Grade).
  • Precyzja wykonania (dopasowanie przycisków i portów).
  • Wsparcie dla technologii (gwarantowana siła magnesów MagSafe).
  • Odporność na starzenie (brak żółknięcia czy łuszczenia się farby).

Ostateczna decyzja o zakupie zależy od naszych indywidualnych priorytetów. Jeśli posiadamy drogi sprzęt, jak iPhone 17 Pro Max, inwestycja w oryginalne akcesorium wydaje się bardzo rozsądna. Gwarantuje to najlepszą kompatybilność oraz najwyższy poziom zabezpieczenia. Jeżeli jednak szukamy oszczędności, warto celować w sprawdzone marki ze średniej półki, unikając najtańszych produktów. Pamiętajmy, że dobrze dobrany pokrowiec to ochrona naszej inwestycji na długie lata użytkowania.

Kontynuuj czytanie

news

Wojna Kaczorowskiej i Peli w sądzie dobiegła końca. Nikt nie spodziewał się takiego finału

Opublikowano

w dniu

przez

Ich małżeństwo od dawna przypominało emocjonalny rollercoaster. Plotki o zdradach, konflikty zawodowe i sądowe batalie – to wszystko sprawiło, że o ich rozstaniu mówiła cała Polska. Dziś już wiadomo, jak zakończyła się historia Agnieszki Kaczorowskiej i Macieja Peli. Finał ich sprawy zaskoczył wszystkich. Dowiedz się więcej i poznaj kulisy!

Choć jeszcze dwa lata temu tworzyli jedno z najbardziej rozpoznawalnych małżeństw polskiego show-biznesu, dziś Agnieszka Kaczorowska i Maciej Pela definitywnie zamknęli wspólny rozdział. Ich rozwód był jednym z najgłośniejszych w kraju – nie tylko ze względu na emocje, ale też na dramatyczne kulisy rozpraw, które od miesięcy przyciągały uwagę mediów. Dziś już wiadomo, że sąd oficjalnie orzekł rozwód, a obie strony doszły do porozumienia w kluczowych kwestiach.

Pierwsze sygnały o kryzysie w małżeństwie pojawiły się już w 2024 roku. Z początku nikt nie chciał wierzyć, że para, która jeszcze niedawno wspólnie występowała w telewizji i chwaliła się rodzinnym szczęściem, zmaga się z poważnymi problemami. Jednak kolejne publikacje i przecieki nie pozostawiały wątpliwości – ich związek wisiał na włosku. Z czasem zaczęły krążyć plotki o zdradach, wzajemnych pretensjach i zawodowych napięciach.

Sytuacja wymknęła się spod kontroli, gdy Agnieszka Kaczorowska dołączyła do reality show „Królowa przetrwania”. Media rozpisywały się o kłótniach na planie i o słynnej „aferze liścikowej”. Później wróciła w wielkim stylu jako uczestniczka „Tańca z Gwiazdami”, gdzie znów stała się bohaterką medialnych emocji. Partnerujący jej Filip Gurłacz miał być – według portali – kimś więcej niż tylko scenicznym partnerem, choć oboje konsekwentnie zaprzeczali tym pogłoskom.

Wszystko nabrało tempa, gdy tancerka pojawiła się na parkiecie z Marcinem Rogacewiczem. Ich występy pełne emocji i napięcia budziły ogromne kontrowersje. Gdy w jednym z odcinków zakończyli taniec długim pocałunkiem, internet dosłownie eksplodował. Widzowie zaczęli zastanawiać się, czy to jeszcze show, czy już prywatna opowieść o nowym uczuciu. Choć Kaczorowska nie komentowała tych spekulacji, jej milczenie tylko podsycało emocje.

Tymczasem w cieniu medialnej burzy znalazł się Maciej Pela. Jak donosił portal Pudelek.pl, tancerz nie pozostał długo sam. Paparazzi przyłapali go w jednym z warszawskich lokali w towarzystwie Pauliny Wicher z programu „Love Never Lies”. Świadkowie opisywali ich spotkanie jako wyjątkowo intymne, a zdjęcia szybko obiegły internet. Zaledwie kilka tygodni później pojawiły się doniesienia o kolejnej bliskiej relacji – tym razem z Izabelą Płóciennik z „The Voice of Poland”.

POLECAMY: Maciej Kurzajewski pochwalił się synem. Julian już nie jest dzieckiem – trudno go teraz poznać

Jak potoczyła się sprawa sądowa?

Kulminacja nastąpiła 3 listopada, gdy Agnieszka Kaczorowska i Maciej Pela spotkali się w sądzie. Jak relacjonował Pudelek.pl, na rozprawę jako pierwsza dotarła Kaczorowska – wyraźnie przygnębiona i poważna. „Agnieszka nie wygląda na zadowoloną. Oczekiwanie na rozprawę umila sobie pogawędką z prawniczką” – relacjonował reporter. Chwilę później na miejscu pojawił się jej były mąż. Ich powitanie było chłodne, ograniczone do krótkiego „cześć” i uścisku dłoni. Usiedli osobno, nie wymieniając spojrzeń.

W sądzie pojawili się także członkowie rodziny. Pierwsza zeznawała mama Agnieszki Kaczorowskiej, która przywitała byłego zięcia krótkim „dzień dobry”. Potem przyszła kolej na matkę Macieja Peli, która również została wezwana na świadka. W sali panowało napięcie, a gdy fotoreporterzy zaczęli robić zdjęcia, atmosfera stała się jeszcze bardziej gęsta. Po zakończeniu przesłuchań oboje opuścili budynek tylnym wyjściem, nie udzielając żadnych komentarzy.

Choć wielu spodziewało się, że tego dnia zapadnie wyrok, tak się nie stało. Sąd odroczył rozprawę, a ich sprawa wciąż pozostawała bez finału. Dopiero teraz, po wielu miesiącach ciszy, wiadomo już, jak zakończyła się historia jednej z najgłośniejszych par ostatnich lat. Jak donosi Super Express, rozwód został oficjalnie orzeczony. Decydujący okazał się argument dotyczący dobra ich córek – to właśnie troska o dzieci sprawiła, że obie strony zrezygnowały z dalszej batalii.

Sąd przyznał naprzemienną opiekę nad dziećmi. Zarówno Agnieszka, jak i Maciej będą dzielić obowiązki rodzicielskie i wspólnie podejmować decyzje dotyczące wychowania córek.

Najwięcej emocji wzbudziła jednak sprawa majątku. Wielu fanów sądziło, że to Agnieszka Kaczorowska wyjdzie z tego sporu zwycięsko. Tymczasem sąd zadecydował inaczej – rodzinny dom pozostał przy Macieju Peli, który przez ostatni rok samodzielnie spłacał kredyt.

Dziś oboje starają się ułożyć życie na nowo, z dala od medialnego zgiełku. Agnieszka Kaczorowska skupia się na pracy artystycznej i projektach scenicznych, natomiast Maciej Pela konsekwentnie unika publicznych komentarzy na temat życia prywatnego. Nie wiadomo, czy tancerz jest obecnie w związku – od dłuższego czasu nie pojawia się z żadną partnerką publicznie. Ich historia pozostaje przykładem, jak medialny związek może przerodzić się w publiczny dramat, ale też pokazuje, że nawet po burzy można próbować zacząć od nowa – z godnością i spokojem.

ZOBACZ RÓWNIEŻ: Jaka będzie pogoda na święta? Czeka nas pogodowy zwrot, jakiego nikt się nie spodziewał

Śledzicie medialne losy Kaczorowskiej i Peli? Dajcie znać w komentarzu pod artykułem oraz na Instagramie, Facebooku i TikToku!

Maciej Pela (fot. screen Instagram Maciej Pela)
Agnieszka Kaczorowska (fot. screen YouTube PrzeAmbitni.pl)

Autor: Szymon Jedynak

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kontynuuj czytanie

news

Jaka będzie pogoda na święta? Czeka nas pogodowy zwrot, jakiego nikt się nie spodziewał

Opublikowano

w dniu

przez

Od lat Polacy narzekają, że Boże Narodzenie coraz rzadziej wygląda jak z kartki świątecznej. Zamiast białego puchu – deszcz, błoto i szare niebo. Tym razem jednak prognozy są wyjątkowo obiecujące. Czy w końcu doczekamy się prawdziwie bajecznych, białych świąt? Dowiedz się więcej i poznaj wstępne prognozy!

Jeszcze kilkanaście lat temu grudzień w Polsce był gwarancją śniegu, a święta Bożego Narodzenia miały prawdziwie zimowy klimat. Dzieci lepiły bałwany, dorośli narzekali na odśnieżanie, a w powietrzu unosił się zapach mrozu i gorącego barszczu. Dziś coraz częściej zamiast śniegu widzimy deszcz, a Wigilia przypomina raczej późną jesień niż początek zimy.

Od kilku sezonów meteorolodzy powtarzają to samo – klimat się ociepla, a białe święta w Polsce stają się rzadkością. Statystyki nie kłamią. W większości regionów kraju ostatni raz Boże Narodzenie z prawdziwego zdarzenia mieliśmy kilka lat temu. Z roku na rok coraz częściej zamiast śniegu pojawia się błoto, wilgoć i chłodny deszcz.

Jednak w tym roku sytuacja może się odwrócić. Synoptycy zapowiadają, że tegoroczne święta Bożego Narodzenia mogą być wyjątkowe. Z pierwszych długoterminowych prognoz wynika, że już od 22 grudnia temperatury zaczną gwałtownie spadać, a termometry w wielu miejscach pokażą około 0°C.

Co więcej, modele pogodowe wskazują, że od Wigilii aż do 27 grudnia może regularnie sypać śnieg. Nie będą to intensywne zamiecie, ale wystarczające, by przykryć kraj białym puchem. Jeśli prognozy się sprawdzą, czeka nas pierwszy od lat świąteczny krajobraz jak z filmu.

POLECAMY: Sławek Uniatowski nareszcie pokazał syna. Wiktor zachwyca urodą jak tata?

Czy faktycznie będzie śnieg na święta?

Synoptycy podkreślają jednak, że wciąż mamy przed sobą ponad sześć tygodni do świąt, a pogoda w tym czasie może się jeszcze zmienić. Mimo to trend wydaje się wyjątkowo obiecujący. Front chłodny znad Skandynawii ma przynieść zimowe powietrze i utrzymać je nad Polską przez kilka dni.

Dla wielu Polaków to doskonała wiadomość. W końcu trudno o większy klimat niż choinka, zapach pierników i śnieg za oknem. Wielu z nas tęskni za czasami, gdy Wigilia była naprawdę zimowa, a pierwszy dzień świąt zaczynał się od spaceru wśród skrzypiącego pod butami śniegu.

Eksperci dodają jednak, że choć prognozy są obiecujące, zimowa aura może pojawić się nierównomiernie. Największe szanse na śnieg mają regiony południowe i wschodnie, zwłaszcza Małopolska, Podkarpacie, Ziemia Świętokrzyska i Lubelszczyzna. Na północy i w centrum Polski opady mogą być bardziej zmienne, ale nawet tam możliwe są przelotne śnieżyce.

Warto też dodać, że oprócz śniegu święta mają być chłodne, choć bez ekstremalnych mrozów. W ciągu dnia temperatura ma się utrzymywać w granicach od –4 do +2 stopni Celsjusza, natomiast nocami spadać nawet do –10 stopni. To oznacza, że jeśli prognozy się sprawdzą, biały puch utrzyma się na dłużej i nie stopnieje zbyt szybko, tworząc prawdziwie zimowy, świąteczny klimat.

Dla kierowców i drogowców zapowiadana pogoda oznacza jedno — czas najwyższy na wymianę opon na zimowe i przygotowanie aut do niższych temperatur. Choć biały puch i świąteczna aura cieszą, to warunki na drogach mogą być zdradliwe. Eksperci przypominają, że już przy temperaturze poniżej 7 stopni Celsjusza opony letnie tracą swoje właściwości, co znacząco wydłuża drogę hamowania. Lepiej więc nie czekać na pierwszy śnieg — w tym roku może pojawić się tuż przed Wigilią.

Czy tym razem los się do nas uśmiechnie i wreszcie doczekamy się prawdziwej zimy w Boże Narodzenie? Czas pokaże. Jedno jest pewne – tegoroczne święta zapowiadają się wyjątkowo klimatycznie.

ZOBACZ RÓWNIEŻ: Daniel Martyniuk nie odpuszcza po aferze w samolocie. Jego słowa mrożą krew w żyłach

Marzycie o śnieżnych świętach w tym roku? Dajcie znać w komentarzu pod artykułem oraz na Instagramie, Facebooku i TikToku!

Autor: Szymon Jedynak

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kontynuuj czytanie

news

Sławek Uniatowski nareszcie pokazał syna. Wiktor zachwyca urodą jak tata?

Opublikowano

w dniu

przez

Sławomir Uniatowski od lat budzi zainteresowanie nie tylko swoim talentem muzycznym, ale też dyskretnym życiem prywatnym. Choć rzadko dzieli się szczegółami ze swojego życia rodzinnego, ostatnio zrobił coś, co wywołało prawdziwą sensację w sieci. Dowiedz się więcej!

Sławomir Uniatowski zdobył szeroką rozpoznawalność dzięki udziałowi w trzeciej edycji programu „Idol” w 2003 roku. Choć nie udało mu się dojść wtedy do finału, dwa lata później powrócił do show i zajął drugie miejsce, co otworzyło przed nim drzwi do świata polskiego show-biznesu. Już wtedy pokazał, że posiada niezwykły talent muzyczny i charyzmę, która przyciąga uwagę widzów.

W 2005 roku Uniatowski nagrał utwór z legendarną Marylą Rodowicz, a jego piosenka „Kocham cię” zdobyła dodatkową popularność dzięki filmowi „Ja wam pokażę”. Już w tym momencie było jasne, że młody artysta ma szansę na trwałą karierę w przemyśle muzycznym, a jego interpretacje piosenek szybko trafiały do serc fanów.

Artysta próbował swoich sił także w aktorstwie. Od 2019 do 2021 roku mogliśmy oglądać go w popularnym serialu „M jak miłość”. Choć współpraca z Telewizją Polską zakończyła się, udział w serialu przyniósł Sławomirowi Uniatowskiemu jeszcze większą popularność i sympatię widzów, którzy doceniali zarówno jego talent aktorski, jak i muzyczny.

Na koncie Uniatowskiego znajduje się wiele utworów, które zyskały ogromne uznanie publiczności. Wśród nich znajduje się filmowy hit – interpretacja utworu „Szukaj mnie”, którą wykonał wraz z Anną Rusowicz. Fani doceniają również jego wykonania piosenek Zbigniewa Wodeckiego, w których wielu odnajduje własne emocje i doświadczenia.

POLECAMY: Daniel Martyniuk nie odpuszcza po aferze w samolocie. Jego słowa mrożą krew w żyłach

Sławek Uniatowski pokazał swojego syna!

Mimo rosnącej popularności, Sławomir Uniatowski zawsze cenił sobie prywatność. Choć aktywny w mediach społecznościowych, gdzie zgromadził blisko 150 tysięcy obserwujących, rzadko dzieli się tam osobistymi szczegółami swojego życia. Kiedy jednak postanawia pokazać coś prywatnego, wywołuje natychmiastowe zainteresowanie fanów i mediów.

Ostatnio Uniatowski zrobił coś, czego nikt się nie spodziewał – opublikował w sieci zdjęcie jednego z dwóch swoich synów. Chodzi o Wiktora, który jest już nastolatkiem i ma 16 lat. Poza Wiktorem, Sławomir Uniatowski jest ojcem jeszcze jednego syna. Choć artysta nie ujawnia jego twarzy w mediach, fani mogą jedynie spekulować, że rośnie kolejny przystojniak, który być może kiedyś zrobi karierę w show-biznesie. Ta dyskrecja tylko potęguje zainteresowanie prywatnym życiem muzyka.

Pokazywanie rodziny w mediach społecznościowych dla Uniatowskiego jest zawsze przemyślane. Każdy post wzbudza emocje, a szczególnie te dotyczące jego dzieci, które od lat były strzeżone przed wzrokiem publiczności.

Choć Sławomir Uniatowski nadal pozostaje człowiekiem, który chroni swoje życie prywatne, ostatnie pokazanie syna pokazuje, że czasem warto dzielić się wyjątkowymi momentami z fanami. Pokazanie Wiktora nie tylko wzbudziło ogromne emocje, ale również przypomniało wszystkim, że artysta jest nie tylko muzykiem i aktorem, ale przede wszystkim ojcem, którego życie rodzinne jest dla niego niezwykle ważne.

ZOBACZ RÓWNIEŻ: Katarzyna Zillmann nie wytrzymała po odpadnięciu z „TzG”. Dopiero teraz opowiedziała, co naprawdę się działo

Słuchacie utworów Sławka Uniatowskiego? Dajcie znać w komentarzu pod artykułem oraz na Instagramie, Facebooku i TikToku!

Wiktor, syn Sławka Uniatowskiego (fot. screen Instagram Stories Uniatowski) – 09.11.2025
Sławek Uniatowski (fot. screen Instagram Sławek Uniatowski)
Sławek Uniatowski (fot. screen Instagram Sławek Uniatowski)
Sławek Uniatowski (fot. screen Instagram Sławek Uniatowski)
Sławek Uniatowski (fot. screen YouTube TVP Info)

Autor: Szymon Jedynak

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kontynuuj czytanie

HITY

Copyright © 2019 Przeambitni.pl. Stworzona z miłością