news
„Nie rozumiem kobiet, które wydają na torebkę kilkanaście tysięcy złotych” – wywiad z Anną Popek
Ambitna dziennikarka? Bez dwóch zdań! Jednak przede wszystkim jest to kobieta, dla której główne wartości to rodzina i niesienie pomocy innym ludziom. Nic więc dziwnego, że poznałam ją podczas charytatywnego balu „Gwiazdy dobroczynności”.
O zawodzie dziennikarza, używkach i marzeniach rozmawiałam z Anną Popek.
Jest Pani marzycielką?
Nie jestem marzycielką i często łapię się na tym, że innych uczę tego, aby marzyli i realizowali marzenia, choć sama tego nie robię (śmiech). Moje marzenia związane są z moimi sprawami prywatnymi, z rozwojem mojej osoby, czy też sferą uczuć. Ale nie dążę do tego za wszelką cenę. Mam w sobie jakieś zakamarki duszy, które są tylko dla mnie i w nich skrywam swoje marzenia, ale nie jest ich za dużo.
Marzyła Pani jako dziecko?
Tak! Prawdę mówiąc, jak byłam dzieckiem, marzyłam dokładnie o takim życiu jakie teraz prowadzę. Byłam miłośnikiem Juliusza Verne’a, literatury przygodowej oraz science-fiction i ciągle marzyłam o życiu pełnym przygód, dalekich wyprawach, ciekawych ludziach, jakiś tajemniczych wydarzeniach (śmiech). Jako dziecko miałam na tym punkcie świra. Po latach, jak zrobiłam podsumowanie, to stwierdziłam, że tak właśnie było w moim życiu. Nigdy nie było ono nudne, zawsze coś się działo. Udawało mi się spotykać wartościowych ludzi i robić z nimi wiele fajnych, ważnych rzeczy.
Nie marzyła Pani o tym, aby zostać dziennikarką?
Nie. Ja chciałam zostać fryzjerką albo sprzedawczynią (śmiech). Potem marzyłam o tym, żeby zostać archeologiem śródziemnomorskim, ale też nie do tego stopnia, żeby zdawać egzaminy na ten kierunek studiów, bo właśnie literatura historyczna jeszcze bardziej mnie interesowała. Wydaje mi się jednak, że ten zawód był mi pisany i że nawet, gdybym sama go nie wybrała, to i tak te dziennikarstwo by mnie dopadło. Jest coś niebywale ciekawego w tym zawodzie. Można poszukiwać ważne rzeczy w rzeczywistości i pokazywać je ludziom. To jest fajne.
Czyli Pani nigdy nie dążyła do tego, aby wykonywać ten zawód?
Raczej nie. Wiadomo, że trzeba było czasem stanąć do konkursu dziennikarskiego, ale nie było tak, że miałam mapę marzeń. Poza tym, nie miałam też nigdy marzeń materialnych, ważniejszy był dla mnie sposób przeżywania życia. Tak też mam do tej pory – nie marzę o samochodzie, torebce… Jak czytam, że kobiety są w stanie zapłacić czasem za torebkę kilkanaście tysięcy, to tego nie rozumiem… Takie cele są mi obce. Jasne, że potrzebuję dobrych rzeczy, żeby ładnie wyglądać, ale nie jest to priorytet. Marzę o tym, żeby moje dzieci i najbliżsi byli zdrowi i szczęśliwi. To są moje marzenia.
Jakie były Pani początki dziennikarskie? Pytam, ponieważ sama zaczynam i m.in. dzisiaj spotkałam się z nieprzyjemną sytuacją ze strony znanej dziennikarki, która brzydko mówiąc, wepchnęła się na moje miejsce, gdy czekałam na kogoś, aby przeprowadzić wywiad.
Ojej… Ludziom brak kultury, naprawdę. Ja miałam bardzo trudne początki. Jak sobie przypomnę jak mnie różne baby traktowały w telewizjach, to naprawdę zgroza! Do tej pory żałuję, że nie pokazałam pazura, nie tupnęłam nogą i nie byłam bardziej zdecydowana. Żałuję, że nie wymagałam uczciwego traktowania mnie, jako osoby. Wiadomo, że na początku trzeba swoją cenę zapłacić, że jest się przeganianym, ale nie wolno pozwolić na brak szacunku wobec siebie. To, co Panią dziś spotkało, to jest totalny brak szacunku i brak kultury. Przyjdzie jeszcze czas, że gwiazdy będą same ustawiały się do Pani w kolejce.
A propos gwiazd – jaka jest Pani definicja tego terminu?
Gwiazda, jest to osoba rozpoznawalna, która może zrobić więcej niż osoba nierozpoznawalna. W takim sensie dobrym. To jest ktoś, na kogo się czeka, kogo chce się dotknąć, zrobić zdjęcie, albo zrobić wiele, żeby taką osobę poznać np. płacąc za bilety na koncert/spotkanie. Gwiazda budzi większe emocje niż osoba zwykła… Tzn „zwykła”, uważam, że nie ma ludzi zwykłych, bo każdy ma w sobie jakąś niebanalną cechę, ale na pewno gwiazda budzi spore emocje. Zadaniem gwiazdy jest według mnie to, żeby przenieść to również na dobroczynność. Nie jesteśmy w pełni człowiekiem, jeśli nie pomagamy.

Uważa Pani siebie za gwiazdę?
Nie. Czasem się zdarzy, że ludzie na mnie czekają i mówią: „Pani Aniu, jak miło Panią tu gościć”. To jest bardzo przyjemne dla mnie, bo też z tego żyję, ale nie mam takiego poczucia, że jestem jakąś osobą zupełnie wyjątkową. Nikt się nie przyzna do tego, że czuje się gwiazdą. Bycie gwiazdą jest kwestią odbioru. Ja, jako Ania Popek, jestem taka sama jaka byłam 20 lat temu. Nic mnie nie zmieniło i nie zmieni mnie nigdy ani sława, ani pieniądze, ani brak sławy. Gwiazda rodzi się w tej przestrzeni między osobą, a odbiorcą – to tutaj rodzi się jakaś taka magia, która działa. Ja, jako ja, jestem taka sama. Gwiazdą się zostaje w tej przestrzeni publicznej, w której się znajduje.
Niektórzy mają tę świadomość, że są gwiazdami, że są sławne i to wykorzystują.
No tak. Zarabiają na swoich twarzach, biorą pieniądze za to, że się gdzieś pojawią.
Jak to jest z tym braniem pieniędzy?
Ja nie biorę, więc nie wiem. Nikt mi nigdy nie proponuje pieniędzy za przyjście. Czasem dostaje się przy wyjściu jakieś upominki od organizatorów. Z kolei jeśli chodzi o wyjścia na imprezy, jako do pracy, to traktuję to bardzo poważnie. Jeśli mam coś do poprowadzenia, jest konferencja, panel dyskusyjny – wtedy oczywiście biorę za to pieniądze, za to, że się pojawiam – nie. Jak kogoś lubię, mam czas i mogę pomóc, to mogę pojawić się nawet w Pcimiu Dolnym. Dla mnie branie pieniędzy za pojawianie się jest kompletnie nieprofesjonalne. Ale każdy ma inne podejście do swojego zawodu. Nie neguję tego. Są tacy którzy biorą, ktoś im też to proponuje i płaci za to. Taki już jest show biznes.
Pamięta Pani swój pierwszy raz na scenie?
Jasne, prowadziłam pokaz mody. Byłam taka zdenerwowana, ćwiczyłam to kilkadziesiąt razy. Organizator jak mnie zobaczył na miejscu zapytał: „A pani jest modelką” Na co mu odpowiedziałam, że nie, że ja to będę prowadzić (śmiech) Gdzie, ja modelką (śmiech) A on stwierdził, że tak wyglądam. Nie wiedziałam, czy to jest dla mnie komplement, czy obelga, bo nigdy nie traktowałam siebie jako osobę atrakcyjną, wyglądającą jak modelka. Dla mnie modelki były piękne. Ostatecznie poprowadziłam tę imprezę, chociaż stres był wielki. Później, z każdą kolejną imprezą był on troszkę mniejszy. Długo jednak trwało zanim nabrałam swobody na scenie.
Zdarzyło się czasem Pani niwelować ten stres poprzez wspomaganie się np. alkoholem, papierosami? W show biznesie łatwo dostępne są również narkotyki…
Mam taką zasadę, że nigdy nie piję alkoholu przed imprezą. Poza tym przez alkohol pogarsza się dykcja. Jeśli alkohol, to po imprezie, chociaż ostatnio bardzo rzadko korzystam z tej używki. Papierosy kiedyś paliłam, bo pomagały mi rzeczywiście troszkę zmniejszyć zdenerwowanie, ale teraz już nie palę, bo to bardzo niszczy cerę. Jeśli chodzi o narkotyki, to nigdy w życiu! Nie wiem nawet jakby mój organizm zareagował, nie wyobrażam sobie Domyślam się, że ludzie tak robią, ale ja bym nigdy tego nie zrobiła. Jest to dla mnie związane z odpowiedzialnością na scenie i przed ludźmi.
Co Pani myśli na temat osób, którym się to właśnie zdarza?
Jeżeli im to pomaga… Uważam jednak, że to droga ku zatraceniu, nigdy nie wiadomo kiedy się człowiek wyłoży. Jest to mało odpowiedzialne.

Jakie ma Pani plany zawodowe?
Nie mam żadnych konkretnych planów. Prowadzę obecnie cykl „Kobieta pożądana”, gdzie rozmawiam z kobietami o tym, czym jest dla nich kobiecość, jak być pożądaną, jak być atrakcyjną, co robić, a czego nie robić. Spotykam się z nimi w różnych miastach w Polsce. Współpracuję też z fundacją Sedeka, jestem w niej prezesem i moim zadaniem jest wymyślanie różnych eventów, czy programów, w których moglibyśmy pomagać ludziom i przekazywać różne inicjatywy. Musimy zebrać pieniądze, a potem działać – coś wybudować, coś pomóc, naprawić itd. Piszę również bloga, pracuję w radiu, mam swoją audycję na temat zdrowia w radiowej Jedynce.
Jak Pani to wszystko godzi?
Często budzę się rano zdenerwowana, czy zdążę ze wszystkim do wieczora i często mija dzień, a lista rzeczy do wykonania jest dłuższa niż była na początku (śmiech). To wymaga ciągłej dyscypliny, pisania na kartce. Zdarza się, że popłynę i nie daję rady, ale staram się.
W jakim celu prowadzi Pani bloga?
Bardzo lubię pisać i to jest dla mnie możliwość, żeby napisać jakiś artykuł, móc coś powiedzieć… Jest to dla mnie kolejny kanał komunikacji.
Jak powstał cykl „Kobieta pożądana”?
Współpracowałam kiedyś z taką firmą kosmetyczną, która chciała dotrzeć do kosmetyczek, żeby zwiększyć ich świadomość, sprawić, żeby mądrzej korzystały z różnych usług. Żeby nie dały się nabierać na marketingowe chwyty, a decydowały się kupować, to co im potrzebne. Zaproponowałam im taki cykl, spodobał się i w ten sposób powstała „Kobieta pożądana”.
news
To koniec programu „Rolnik szuka żony”? TVP podjęła decyzję – widzowie będą zaskoczeni
Od 2014 roku „Rolnik szuka żony” przyciąga miliony widzów przed telewizory i nie przestaje wzbudzać emocji. W programie narodziły się prawdziwe związki, śluby i dzieci, a uczestnicy stali się gwiazdami mediów społecznościowych. Dowiedz się więcej o fenomenie formatu i sprawdź, czy powstanie kolejny sezon!
„Rolnik szuka żony” od lat pozostaje jednym z najważniejszych punktów w ramówce TVP. Format zadebiutował w 2014 roku i szybko zdobył ogromną popularność dzięki połączeniu prostoty, autentyczności i emocji. Program pokazuje codzienne życie samotnych rolników, ich wyzwania, marzenia i poszukiwanie miłości. To właśnie te prawdziwe, niescenariuszowe historie sprawiają, że widzowie czują więź z uczestnikami, śledząc ich losy z odcinka na odcinek. Nie bez powodu produkcja gromadzi przed telewizorami ponad dwa miliony widzów w każdym sezonie, a fani wracają do kolejnych odsłon programu, ciekawi, czy bohaterom uda się znaleźć prawdziwe szczęście.
Jednym z największych atutów formatu jest to, że „Rolnik szuka żony” tworzy prawdziwe historie miłosne. W trakcie kilku lat w programie narodziło się wiele związków, które przetrwały po zakończeniu emisji. Niektóre z par pobrały się, inne doczekały się dzieci, a niektóre nadal wspólnie prowadzą życie na wsi lub w miastach. To właśnie te autentyczne zakończenia odróżniają „Rolnika” od innych produkcji reality show, w których często przeważa efektowna dramaturgia nad prawdziwymi emocjami. Widzowie obserwując zmagania rolników, angażują się emocjonalnie i mocno identyfikują z uczestnikami, co czyni program tak trwałym sukcesem.
Format jest wyjątkowy także dzięki swojej przewidywalności i stabilności. W świecie telewizji, w którym nowe reality show pojawiają się i znikają w tempie błyskawicy, „Rolnik szuka żony” zachowuje spójną formułę od lat. Każdy sezon zaczyna się od castingów i wyboru kandydatów, po czym rolnicy prowadzą swoje rozmowy, spotykają się z potencjalnymi partnerami i uczestniczą w serii wyjazdów i randek. Takie uporządkowanie sprawia, że widzowie mogą łatwo śledzić losy bohaterów, a sama narracja pozostaje przystępna i angażująca.
Nieodłącznym elementem sukcesu programu jest postać prowadzącej – Marty Manowskiej. Jej ciepło, empatia i naturalność sprawiły, że stała się ona twarzą programu, a widzowie pokochali ją nie tylko za profesjonalizm, ale również za autentyczne podejście do uczestników. Mimo zmian politycznych w TVP w ubiegłym roku pozycja Manowskiej nie została zachwiana. Wciąż prowadzi ona „Rolnika”, „Sanatorium miłości” i „The Voice Senior”, co czyni ją niekwestionowaną gwiazdą stacji i jedną z najbardziej rozpoznawalnych postaci telewizji publicznej.
POLECAMY: Margaret niespodziewanie ujawnia mroczne kulisy swojej kariery: „Demony przejmowały moją głową”
Czy “Rolnik szuka żony” powróci za rok?
Po okresie spekulacji TVP oficjalnie potwierdziło, że program zostaje w ramówce i ogłoszono rozpoczęcie castingów do kolejnego sezonu. Decyzja ta jednoznacznie pokazuje, że stacja nadal widzi w formacie ogromną wartość – zarówno wizerunkową, jak i finansową. Informacja o nowych castingach oznacza również kontynuację sprawdzonej formuły, którą pokochali widzowie. Uczestnicy kolejnego sezonu będą mogli liczyć na taką samą uwagę mediów i publiczności, jak ich poprzednicy, a widzowie ponownie zobaczą autentyczne historie pełne emocji i wzruszeń.
W ciągu kolejnych lat program wypracował także realny wpływ społeczny – przyciągnął uwagę młodszych widzów do życia na wsi, problemów rolników i wartości rodzinnych. Widzowie nie tylko śledzą historie miłosne, ale także poznają codzienne wyzwania związane z prowadzeniem gospodarstwa. To edukacyjny wymiar formatu, który w subtelny sposób łączy rozrywkę z rzeczywistością życia w Polsce poza miastami.
Nie można również zapominać o społeczności internetowej, która od lat aktywnie komentuje losy uczestników. Media społecznościowe pozwoliły fanom śledzić dalsze losy rolników po zakończeniu emisji, a niektórzy bohaterowie stali się influencerami, prowadząc profile pełne porad, rodzinnych zdjęć czy relacji z życia codziennego. To z kolei wzmocniło zasięgi programu i utrwaliło jego pozycję w świadomości widzów.
Program pokazał też, że reality show może być autentyczne i jednocześnie emocjonujące bez sztucznych dramatów. W przeciwieństwie do innych produkcji, tutaj nie chodzi o konflikty czy kontrowersje, lecz o prawdziwe uczucia, wybory serca i relacje międzyludzkie. Dzięki temu „Rolnik szuka żony” zdobył lojalną widownię, która wraca sezon po sezonie, ceniąc szczerość uczestników i naturalny rytm programu.
Nowy sezon „Rolnika” już we wrześniu 2026 roku, a fani programu mogą spodziewać się kolejnych wzruszeń, radości i niezapomnianych momentów. Stała obecność Marty Manowskiej sprawia, że niemal przez cały rok możemy ją oglądać na antenie TVP – w styczniu powróci w „The Voice Senior” u boku Łukasza Nowickiego, a w marcu startuje kolejna seria „Sanatorium Miłości”.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Piotr Musiałkowski z „TzG” po raz pierwszy opowiada o swoim długoletnim związku z partnerem
Jesteście stałymi widzami programu “Rolnik szuka żony”? Dajcie znać w komentarzu pod artykułem oraz na Instagramie, Facebooku i TikToku!





Autor: Szymon Jedynak
news
Czy drogie etui naprawdę są lepsze? Porównanie popularnych marek
Wybór nowego smartfona, jak iPhone 17 Pro czy Galaxy S25, to dopiero początek wydatków. Zaraz potem stajemy przed dylematem zakupu odpowiedniego zabezpieczenia. Półki sklepowe uginają się pod ciężarem akcesoriów w bardzo różnych cenach. Zastanawiamy się, dlaczego jedne pokrowce kosztują ułamek wartości innych. Spróbujmy przeanalizować, czy wyższa cena faktycznie przekłada się na lepszą jakość ochrony.
Co kryje się za wysoką ceną etui premium?
Wysoka cena produktów marek premium, takich jak oryginalne etui Apple czy Samsung Capella, nie bierze się znikąd. Płacimy przede wszystkim za zaawansowane badania i rozwój danego produktu. Producenci telefonów projektują te akcesoria, gwarantując idealne dopasowanie do każdego milimetra urządzenia. Materiały, takie jak wysokiej jakości poliwęglan czy termoplastyczny poliuretan (TPU), są starannie selekcjonowane. Oferują one znacznie lepszą absorpcję wstrząsów oraz odporność na uszkodzenia. Do tego dochodzą technologie, jak pełna integracja z systemem MagSafe, zapewniająca mocne przyleganie ładowarek. Kupując droższy produkt, inwestujemy w spokój ducha i pewność, że etui nie zawiedzie.
Czy tańsze zamienniki oferują wystarczającą ochronę?
Rynek jest pełen budżetowych alternatyw, które kuszą niską ceną. Wiele z nich zapewnia podstawową ochronę przed codziennymi zarysowaniami obudowy czy ekranu. Problem pojawia się jednak podczas poważniejszego upadku z większej wysokości. Tańsze materiały mogą nie poradzić sobie z rozproszeniem energii uderzenia tak skutecznie. Warto jednak zauważyć, że istnieją marki ze średniej półki, jak choćby XLINE. Oferują one solidne wykonanie i wsparcie dla MagSystem, stanowiąc złoty środek. Szeroki wybór różnorodnych produktów, w tym sprawdzone etui na telefon, pozwala znaleźć kompromis. Zawsze warto sprawdzić opinie innych użytkowników przed finalnym zakupem tańszego modelu.
Jakie są realne różnice w codziennym użytkowaniu?
Różnice między segmentami cenowymi odczuwamy każdego dnia. Etui premium zazwyczaj znacznie lepiej leży w dłoni, zachowując smukły profil telefonu. Przyciski boczne działają z idealnym “klikiem”, a wycięcia na porty są perfekcyjnie wykonane. Tańsze zamienniki często szybciej tracą walory estetyczne, na przykład przezroczyste modele potrafią żółknąć. Ponadto, siła magnesów w nieoryginalnych akcesoriach MagSafe bywa rozczarowująca. Komfort użytkowania jest więc realnie wyższy w droższych modelach. Wybierając pokrowiec, warto porównać kilka istotnych cech.
Oto aspekty, które realnie odróżniają droższe modele:
- Jakość użytych materiałów (np. poliwęglan premium kontra zwykły plastik).
- Obecność certyfikatów (np. testy upadkowe Military Grade).
- Precyzja wykonania (dopasowanie przycisków i portów).
- Wsparcie dla technologii (gwarantowana siła magnesów MagSafe).
- Odporność na starzenie (brak żółknięcia czy łuszczenia się farby).
Ostateczna decyzja o zakupie zależy od naszych indywidualnych priorytetów. Jeśli posiadamy drogi sprzęt, jak iPhone 17 Pro Max, inwestycja w oryginalne akcesorium wydaje się bardzo rozsądna. Gwarantuje to najlepszą kompatybilność oraz najwyższy poziom zabezpieczenia. Jeżeli jednak szukamy oszczędności, warto celować w sprawdzone marki ze średniej półki, unikając najtańszych produktów. Pamiętajmy, że dobrze dobrany pokrowiec to ochrona naszej inwestycji na długie lata użytkowania.
news
Wojna Kaczorowskiej i Peli w sądzie dobiegła końca. Nikt nie spodziewał się takiego finału
Ich małżeństwo od dawna przypominało emocjonalny rollercoaster. Plotki o zdradach, konflikty zawodowe i sądowe batalie – to wszystko sprawiło, że o ich rozstaniu mówiła cała Polska. Dziś już wiadomo, jak zakończyła się historia Agnieszki Kaczorowskiej i Macieja Peli. Finał ich sprawy zaskoczył wszystkich. Dowiedz się więcej i poznaj kulisy!
Choć jeszcze dwa lata temu tworzyli jedno z najbardziej rozpoznawalnych małżeństw polskiego show-biznesu, dziś Agnieszka Kaczorowska i Maciej Pela definitywnie zamknęli wspólny rozdział. Ich rozwód był jednym z najgłośniejszych w kraju – nie tylko ze względu na emocje, ale też na dramatyczne kulisy rozpraw, które od miesięcy przyciągały uwagę mediów. Dziś już wiadomo, że sąd oficjalnie orzekł rozwód, a obie strony doszły do porozumienia w kluczowych kwestiach.
Pierwsze sygnały o kryzysie w małżeństwie pojawiły się już w 2024 roku. Z początku nikt nie chciał wierzyć, że para, która jeszcze niedawno wspólnie występowała w telewizji i chwaliła się rodzinnym szczęściem, zmaga się z poważnymi problemami. Jednak kolejne publikacje i przecieki nie pozostawiały wątpliwości – ich związek wisiał na włosku. Z czasem zaczęły krążyć plotki o zdradach, wzajemnych pretensjach i zawodowych napięciach.
Sytuacja wymknęła się spod kontroli, gdy Agnieszka Kaczorowska dołączyła do reality show „Królowa przetrwania”. Media rozpisywały się o kłótniach na planie i o słynnej „aferze liścikowej”. Później wróciła w wielkim stylu jako uczestniczka „Tańca z Gwiazdami”, gdzie znów stała się bohaterką medialnych emocji. Partnerujący jej Filip Gurłacz miał być – według portali – kimś więcej niż tylko scenicznym partnerem, choć oboje konsekwentnie zaprzeczali tym pogłoskom.
Wszystko nabrało tempa, gdy tancerka pojawiła się na parkiecie z Marcinem Rogacewiczem. Ich występy pełne emocji i napięcia budziły ogromne kontrowersje. Gdy w jednym z odcinków zakończyli taniec długim pocałunkiem, internet dosłownie eksplodował. Widzowie zaczęli zastanawiać się, czy to jeszcze show, czy już prywatna opowieść o nowym uczuciu. Choć Kaczorowska nie komentowała tych spekulacji, jej milczenie tylko podsycało emocje.
Tymczasem w cieniu medialnej burzy znalazł się Maciej Pela. Jak donosił portal Pudelek.pl, tancerz nie pozostał długo sam. Paparazzi przyłapali go w jednym z warszawskich lokali w towarzystwie Pauliny Wicher z programu „Love Never Lies”. Świadkowie opisywali ich spotkanie jako wyjątkowo intymne, a zdjęcia szybko obiegły internet. Zaledwie kilka tygodni później pojawiły się doniesienia o kolejnej bliskiej relacji – tym razem z Izabelą Płóciennik z „The Voice of Poland”.
POLECAMY: Maciej Kurzajewski pochwalił się synem. Julian już nie jest dzieckiem – trudno go teraz poznać
Jak potoczyła się sprawa sądowa?
Kulminacja nastąpiła 3 listopada, gdy Agnieszka Kaczorowska i Maciej Pela spotkali się w sądzie. Jak relacjonował Pudelek.pl, na rozprawę jako pierwsza dotarła Kaczorowska – wyraźnie przygnębiona i poważna. „Agnieszka nie wygląda na zadowoloną. Oczekiwanie na rozprawę umila sobie pogawędką z prawniczką” – relacjonował reporter. Chwilę później na miejscu pojawił się jej były mąż. Ich powitanie było chłodne, ograniczone do krótkiego „cześć” i uścisku dłoni. Usiedli osobno, nie wymieniając spojrzeń.
W sądzie pojawili się także członkowie rodziny. Pierwsza zeznawała mama Agnieszki Kaczorowskiej, która przywitała byłego zięcia krótkim „dzień dobry”. Potem przyszła kolej na matkę Macieja Peli, która również została wezwana na świadka. W sali panowało napięcie, a gdy fotoreporterzy zaczęli robić zdjęcia, atmosfera stała się jeszcze bardziej gęsta. Po zakończeniu przesłuchań oboje opuścili budynek tylnym wyjściem, nie udzielając żadnych komentarzy.
Choć wielu spodziewało się, że tego dnia zapadnie wyrok, tak się nie stało. Sąd odroczył rozprawę, a ich sprawa wciąż pozostawała bez finału. Dopiero teraz, po wielu miesiącach ciszy, wiadomo już, jak zakończyła się historia jednej z najgłośniejszych par ostatnich lat. Jak donosi Super Express, rozwód został oficjalnie orzeczony. Decydujący okazał się argument dotyczący dobra ich córek – to właśnie troska o dzieci sprawiła, że obie strony zrezygnowały z dalszej batalii.
Sąd przyznał naprzemienną opiekę nad dziećmi. Zarówno Agnieszka, jak i Maciej będą dzielić obowiązki rodzicielskie i wspólnie podejmować decyzje dotyczące wychowania córek.
Najwięcej emocji wzbudziła jednak sprawa majątku. Wielu fanów sądziło, że to Agnieszka Kaczorowska wyjdzie z tego sporu zwycięsko. Tymczasem sąd zadecydował inaczej – rodzinny dom pozostał przy Macieju Peli, który przez ostatni rok samodzielnie spłacał kredyt.
Dziś oboje starają się ułożyć życie na nowo, z dala od medialnego zgiełku. Agnieszka Kaczorowska skupia się na pracy artystycznej i projektach scenicznych, natomiast Maciej Pela konsekwentnie unika publicznych komentarzy na temat życia prywatnego. Nie wiadomo, czy tancerz jest obecnie w związku – od dłuższego czasu nie pojawia się z żadną partnerką publicznie. Ich historia pozostaje przykładem, jak medialny związek może przerodzić się w publiczny dramat, ale też pokazuje, że nawet po burzy można próbować zacząć od nowa – z godnością i spokojem.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Jaka będzie pogoda na święta? Czeka nas pogodowy zwrot, jakiego nikt się nie spodziewał
Śledzicie medialne losy Kaczorowskiej i Peli? Dajcie znać w komentarzu pod artykułem oraz na Instagramie, Facebooku i TikToku!


Autor: Szymon Jedynak
Dodaj komentarz
news
Jaka będzie pogoda na święta? Czeka nas pogodowy zwrot, jakiego nikt się nie spodziewał
Od lat Polacy narzekają, że Boże Narodzenie coraz rzadziej wygląda jak z kartki świątecznej. Zamiast białego puchu – deszcz, błoto i szare niebo. Tym razem jednak prognozy są wyjątkowo obiecujące. Czy w końcu doczekamy się prawdziwie bajecznych, białych świąt? Dowiedz się więcej i poznaj wstępne prognozy!
Jeszcze kilkanaście lat temu grudzień w Polsce był gwarancją śniegu, a święta Bożego Narodzenia miały prawdziwie zimowy klimat. Dzieci lepiły bałwany, dorośli narzekali na odśnieżanie, a w powietrzu unosił się zapach mrozu i gorącego barszczu. Dziś coraz częściej zamiast śniegu widzimy deszcz, a Wigilia przypomina raczej późną jesień niż początek zimy.
Od kilku sezonów meteorolodzy powtarzają to samo – klimat się ociepla, a białe święta w Polsce stają się rzadkością. Statystyki nie kłamią. W większości regionów kraju ostatni raz Boże Narodzenie z prawdziwego zdarzenia mieliśmy kilka lat temu. Z roku na rok coraz częściej zamiast śniegu pojawia się błoto, wilgoć i chłodny deszcz.
Jednak w tym roku sytuacja może się odwrócić. Synoptycy zapowiadają, że tegoroczne święta Bożego Narodzenia mogą być wyjątkowe. Z pierwszych długoterminowych prognoz wynika, że już od 22 grudnia temperatury zaczną gwałtownie spadać, a termometry w wielu miejscach pokażą około 0°C.
Co więcej, modele pogodowe wskazują, że od Wigilii aż do 27 grudnia może regularnie sypać śnieg. Nie będą to intensywne zamiecie, ale wystarczające, by przykryć kraj białym puchem. Jeśli prognozy się sprawdzą, czeka nas pierwszy od lat świąteczny krajobraz jak z filmu.
POLECAMY: Sławek Uniatowski nareszcie pokazał syna. Wiktor zachwyca urodą jak tata?
Czy faktycznie będzie śnieg na święta?
Synoptycy podkreślają jednak, że wciąż mamy przed sobą ponad sześć tygodni do świąt, a pogoda w tym czasie może się jeszcze zmienić. Mimo to trend wydaje się wyjątkowo obiecujący. Front chłodny znad Skandynawii ma przynieść zimowe powietrze i utrzymać je nad Polską przez kilka dni.
Dla wielu Polaków to doskonała wiadomość. W końcu trudno o większy klimat niż choinka, zapach pierników i śnieg za oknem. Wielu z nas tęskni za czasami, gdy Wigilia była naprawdę zimowa, a pierwszy dzień świąt zaczynał się od spaceru wśród skrzypiącego pod butami śniegu.
Eksperci dodają jednak, że choć prognozy są obiecujące, zimowa aura może pojawić się nierównomiernie. Największe szanse na śnieg mają regiony południowe i wschodnie, zwłaszcza Małopolska, Podkarpacie, Ziemia Świętokrzyska i Lubelszczyzna. Na północy i w centrum Polski opady mogą być bardziej zmienne, ale nawet tam możliwe są przelotne śnieżyce.
Warto też dodać, że oprócz śniegu święta mają być chłodne, choć bez ekstremalnych mrozów. W ciągu dnia temperatura ma się utrzymywać w granicach od –4 do +2 stopni Celsjusza, natomiast nocami spadać nawet do –10 stopni. To oznacza, że jeśli prognozy się sprawdzą, biały puch utrzyma się na dłużej i nie stopnieje zbyt szybko, tworząc prawdziwie zimowy, świąteczny klimat.
Dla kierowców i drogowców zapowiadana pogoda oznacza jedno — czas najwyższy na wymianę opon na zimowe i przygotowanie aut do niższych temperatur. Choć biały puch i świąteczna aura cieszą, to warunki na drogach mogą być zdradliwe. Eksperci przypominają, że już przy temperaturze poniżej 7 stopni Celsjusza opony letnie tracą swoje właściwości, co znacząco wydłuża drogę hamowania. Lepiej więc nie czekać na pierwszy śnieg — w tym roku może pojawić się tuż przed Wigilią.
Czy tym razem los się do nas uśmiechnie i wreszcie doczekamy się prawdziwej zimy w Boże Narodzenie? Czas pokaże. Jedno jest pewne – tegoroczne święta zapowiadają się wyjątkowo klimatycznie.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Daniel Martyniuk nie odpuszcza po aferze w samolocie. Jego słowa mrożą krew w żyłach
Marzycie o śnieżnych świętach w tym roku? Dajcie znać w komentarzu pod artykułem oraz na Instagramie, Facebooku i TikToku!


Autor: Szymon Jedynak
Dodaj komentarz
-
showbiz5 dni temu„Taniec z Gwiazdami”: Dwie pary odpadły przez wielkim finałem – sprawdź, kto opuścił program w półfinale
-
showbiz3 dni temuRafał Maserak komentuje przyszłość Kaczorowskiej w „Tańcu z Gwiazdami” – te słowa zaskakują
-
showbiz3 dni temuKatarzyna Zillmann nie wytrzymała po odpadnięciu z „TzG”. Dopiero teraz opowiedziała, co naprawdę się działo
-
news2 dni temuWojna Kaczorowskiej i Peli w sądzie dobiegła końca. Nikt nie spodziewał się takiego finału
-
news4 dni temuWiktoria Gorodecka i Kamil Kuroczko w FINALE “Tańca z Gwiazdami”! ŁZY wzruszenia podczas wywiadu
-
news4 dni temuMASAKRA! Robert Biedroń wpłynął na JURY? Tomasz Karolak i Katarzyna Zillmann ODPADLI z “Tańca z Gwiazdami”
-
news5 dni temuŻona Tomasza Jakubiaka nie mogła powstrzymać łez na wizji. Zdradziła, jakie ma plany na przyszłość
-
news4 dni temuZaskakujące wyniki głosowania widzów w półfinale „Tańca z Gwiazdami”. Kto naprawdę mógł trafić do finału?

Dodaj komentarz