Halina Mlynkova: „Trzeba się liczyć z dzieckiem i jego potrzebami” [wywiad]
Sukcesy zawodowe idą u niej w parze z życiem prywatnym. Tworzy szczęśliwy związek z Leszkiem Wronką. Ich przykład jest dowodem na to, że można tworzyć szczęśliwy związek na odległość. Mimo szumu wokół jej osoby stara się, by syn Piotrek miał normalne dzieciństwo.
Wychowywałaś się na pięknym i malowniczym Zaolziu. Teraz mieszkasz w Warszawie. Trudno było odnaleźć się w stolicy?
Zaolzie to przede wszystkim moje dzieciństwo. Dorosłe życie spędzałam w dużych miastach. Rodzinne strony opuściłam, kiedy poszłam na studia do Krakowa, gdzie mieszkałam przez kolejnych siedem lat. Potem przyjechałam do Warszawy. Chyba się przyzwyczaiłam. Mieszkam tu już prawie dekadę. Nigdy nie miałam problemu, by się zaklimatyzować w stolicy.
Odwiedzasz czasem rodzinne strony?
Z radością wracam na Zaolzie, szczególnie, gdy chcę odpocząć. Wiadomo, u mamy zawsze jest cudownie. Panuje tam niesamowita cisza. Są ludzie, którzy nie potrafią odciąć się od swojego miejsca zamieszkania. Miałam kolegę, który tak bardzo tęsknił za górami, że postanowił zrezygnować ze studiów. Są też tacy jak ja, którzy mogą żyć wszędzie.
Jak jesteś odbierana przez dawnych sąsiadów?
Czas spędzam przede wszystkim z rodziną w ogrodzie, ciesząc się widokiem gór. Zawsze znajdę czas dla kuzynki. Dla nich jestem normalną Haliną, która jest jedną z nich, z którą się wychowali, z ciocią zawsze rozmawiam o show biznesie, przywożę jej gazety. Zawsze pyta mnie, co z tego, co czyta jest prawdą (uśmiech). Tam toczy się bardzo spokojne życie, w które wciąż potrafię się wpasować.
Czy sukcesy Cię zmieniły? Czy przyjaciele wciąż są Ci sami?
Czasem tak bywa, że nasze sukcesy zmieniają przyjaciół. Mam wrażenie, że to nie ja się zmieniłam, ale ludzie, którzy nagle zaczęli spoglądać na mnie innymi oczyma. W momencie, kiedy opuszczamy dane miejsce, rozluźniają się więzy przyjaźni. Życie tak szybko galopuje, że nie mamy czasu na wiele spraw, w tym również podtrzymywanie znajomości. Dawne przyjaźnie często stają się po prostu sentymentalną znajomością sprzed lat. Mam kilka koleżanek, z którymi utrzymuję kontakty. Gdy uda nam się spotkać, z sentymentem wspominamy stare dobre czasy. Niestety nie zdarza nam się to zbyt często, bo rozproszyłyśmy się nieco po świecie. Niemniej jednak jest w moim życiu kilka osób, na których mogę polegać. Prawdziwa przyjaźń to bardzo cenna sprawa. Szczególnie cenię sobie bezinteresowne znajomości.
Masz to szczęście, że Twój wolny zawód nie wymaga od Ciebie siedzenia w jednym miejscu. Tak naprawdę zawsze możesz spakować walizkę i wyjechać, dokąd chcesz i na jak długo.
Nie do końca (śmiech). Nie mogę zapominać o tym, że przede wszystkim jestem mamą. Trochę ogranicza mnie rok szkolny mojego syna.
Nie ma wątpliwości, że tegoroczny Festiwal Polskiej Piosenki w Opolu należał do Ciebie. Doceniła Cię nie tylko publiczność, ale również dziennikarze. Jaki jest Twój stosunek do nagród, które otrzymujesz?
Nagrody są swego rodzaju ukoronowaniem dotychczasowej pracy i zarazem motorem napędzającym do dalszych działań artystycznych. Choć statuetki nie są moim życiowym celem, przyznam, że miło jest, kiedy inni dostrzegają moje poczynania artystyczne. Koncerty w Opolu na pewno w dużej mierze przyczyniły się do tego, że moja płyta „Po drugiej stronie lustra” została zauważona. Ponadto sukcesy, które odnoszę na scenie, to nie jest tylko i wyłącznie moja zasługa. Na wszystko pracuje cały zespół.
W tym roku masz bardzo napięty grafik koncertowy. Twój kalendarz wręcz pęka w szwach.
To prawda, na brak pracy nie możemy narzekać. Mamy dość dużo występów, które podobają się publiczności, co nas bardzo cieszy.
Wiele osób wciąż łączy Twoją osobę z zespołem Brathanki, choć nie występujesz z nimi już od dziesięciu lat. Czy Ci to przeszkadza?
Trudno jest się dziwić ludziom, którzy muzyką nie żyją na co dzień, ale to prawda, że wiele osób nadal łączy mnie z Brathankami. Nie mam im tego za złe, bo w końcu jako ich wokalistka dałam się poznać publiczności, a że nasze drogi się rozeszły, to już inna sprawa. W radiu nadal można usłyszeć „Czerwone korale”, czy „W kinie w Lublinie” z moim wokalem. Zresztą publiczność na koncertach ciągle domaga się tych utworów, więc mimo własnego repertuaru wykonuję je również.
Jak czujesz się jako solistka?
Czuję swego rodzaju wolność. Cieszę się, że jestem ogniwem niezależnym od innych. Zdałam sobie sprawę, że nie potrafię już być częścią czegoś. Teraz ja sama decyduję o swoich poczynaniach artystycznych i życiowych.
Trudno było wyjść na scenę jako ktoś znany, ale w gruncie rzeczy zupełnie nowy?
Niełatwo było zaczynać wszystko od nowa. Moja droga solowej wokalistki wcale nie jest taka prosta, jakby mogło się niektórym wydawać, ale mam poczucie, że spełniam się. Jestem szczęśliwa. Ludzie powoli przyzwyczajają się do nowej Haliny, która zawsze będzie wokalistką folkową, ale wykonuje bardzo różnorodną muzykę, z różnych stron świata, przeplataną współczesnymi brzmieniami.
Utrzymujesz kontakt z chłopakami z Brathanków?
Nie, ale życzę im jak najlepiej. Kiedyś pojawiła się propozycja reaktywacji dawnego składu zespołu, ale odmówiłam. Jeśli niektóre sprawy przekraczają pewne granice, dwa razy do tej samej rzeki nie wchodzę.
Przez siedem lat nie koncertowałaś. Czy trudno było wrócić na scenę po tym bardzo długim urlopie macierzyńskim?
To nie do końca był urlop macierzyński. Swoje obowiązki dzieliłam pomiędzy syna i pracę, choć nie było jej wtedy widać. W tym czasie muzyka cały czas była obecna w moim życiu i choć niemal nie udzielałam się publicznie, ciągle coś tworzyłam. W czasie tej medialnej przerwy poszukiwałam ludzi, z którymi mogłabym stworzyć projekt od początku do końca, co w dzisiejszych czasach nie jest rzeczą łatwą. Często osoby odpowiedzialne za pewne projekty, nie dotrzymują danego słowa i naprawdę fajne rzeczy nie mają możliwości, by ujrzeć światło dzienne. Trudno jest dobrać ludzi, którzy myślą muzycznie podobnie, nierzadko trzeba czekać na wolne miejsce w studiu nagrań i w ten oto sposób realizacja wielu projektów przeciąga się w nieskończoność. W moim przypadku sześć razy sprawa nie dobiegła końca. Dopiero za siódmym razem uparłam się, że teraz mi się uda. Wówczas powstała „Etnoteka”.
„Kobieta z moich snów” z płyty „Etnoteka” jest piosenką o Tobie?
Może trochę tak (śmiech). Kiedy ją pisałam, miałam przed oczami kobietę, która potrafi pogodzić pracę z rodziną.
Czym byś się dziś zajmowała, gdyby nie wyszło Ci na scenie? Studiowałaś etnografię.
Zawsze chciałam śpiewać, ale nie zakładałam sobie żadnej alternatywy na wypadek, gdyby coś się nie udało. Od początku marzyłam, by studiować muzykę, co bardzo nie spodobało się moim rodzicom. Poszłam więc na Uniwersytet Jagielloński na etnografię z zamiarem porzucenia jej po roku, ale tak mi się spodobało, że postanowiłam ją skończyć.
Na fortepianie zaczęłaś grać w wieku sześciu lat. Czy zawsze chętnie garnęłaś się do ćwiczeń?
Bywało różnie, ale głównie zależało to od nauczycieli oraz ich podejścia. Jak znajdowałam wspólny język z nauczycielką, to grałam koncerty dla najlepszych uczniów, ale były też takie lata, gdzie byłam w grupie najgorszych. Pamiętam też panią, która zamykała mi klapę od pianina na palce. Nie przepadałam za ćwiczeniem gam i innych tzw. podstawowych rzeczy, ale jak już było coś porządnego do zagrania, bardzo chętnie zasiadałam do instrumentu. Lubiłam też sama tworzyć różne melodie. Fortepian był dla mnie światem marzeń. Kiedy tańczyłam w zespole, będąc w liceum, w Sali baletowej był fortepian. Potrafiłam sama z siebie przychodzić na dwie godziny przed próbą i grać.
Czy Piotrek też przejawia zainteresowanie muzyką?
Piotrek jest bardzo zdolny, jednak na chwilę obecną bardziej niż muzyka interesuje go zabawa na podwórku z kolegami. Potrafi coś zagrać, jednak nie chcę na siłę zapisywać go do szkoły muzycznej, bo to może przynieść odwrotny efekt. Na instrumencie trzeba solidnie ćwiczyć, regularnie grać i mieć tego świadomość. Znam mnóstwo muzyków, którzy późno zaczęli grać i udało im się wszystko nadrobić.
Czy po rewelacyjnej płycie „Po drugiej stronie lustra”, pracujesz już nad kolejną?
Kolejna płyta z pewnością będzie, ale na razie trudno jest mi mówić o konkretnych terminach jej wydania. Na pewno nie spocznę na laurach i jeszcze nie raz zaskoczę moją publiczność. Teraz przygotowuję nową piosenkę.
Czyli przebojowa piosenka „Ostatni raz” to na pewno nie jest Twoje ostatnie słowo, jeśli chodzi o muzykę.
Zapewniam, że w kwestii muzyki mam jeszcze sporo do powiedzenia, a przede wszystkim do zaśpiewania. Może zanim ukaże się kolejny album, nagram teledysk do jakiejś piosenki z ostatniej płyty.
Jak dbasz o swój głos?
To jest przede wszystkim sen i unikanie stresowych sytuacji.
Możesz pochwalić się nienaganną figurą. Twierdzisz, że nigdy nie byłaś na żadnej diecie. Wielokrotnie jednak posądzano Cię o bulimię i anoreksję. Jak odnosisz się do nieprawdziwych informacji, które rozpowszechniane są przez media?
Nie mam pojęcia skąd biorą się wszystkie bzdury na mój temat. Wiele z nich, z jednej strony po prostu mnie śmieszy, a z drugiej przeraża, bo ludzka głupota niestety bywa również zatrważająca. Osoby, które rozpisują się w sprawach moich rzekomych schorzeń, posługują się słowami, których znaczenia nie znają.
Swojego narzeczonego Leszka Wronkę poznałaś dzięki gościnnemu występowi z Ewą Farną, która jest jego podopieczną. Czy zgadzasz się z tym, że prawdziwą miłość można spotkać w pracy?
Myślę, że tak. Większość ludzi poznaje się dzięki pracy i nie ma w tym nic dziwnego. Łączą nas wspólne sprawy zawodowe i zainteresowania.
Ty na co dzień mieszkasz w Polsce, a Leszek w Czechach. Zdecydowaliście się na tzw. miłość na odległość?
Trochę tak. W miarę możliwości odwiedzamy się jak najczęściej.
Ciężko znosić rozłąkę?
Dajemy radę. Trzeba się przyzwyczaić do ciągłych podróży. Pewne sprawy wymagają również dużej koordynacji. Muszę brać również pod uwagę Piotrusia, który ma tutaj szkołę, więc nie zawsze mogę zabrać go ze sobą i wyjechać do Pragi.
Podobno Piotruś znalazł wspólny język z najmłodszym synem Leszka.
Tak. Chłopcy się bardzo polubili. Dzięki tej znajomości Piotrek uczy się języka czeskiego.
A jak Ciebie przyjęły dzieci Leszka?
Panują między nami naprawdę zdrowe relacje. Mamy bardzo dobry kontakt. Nasz związek spotkał się z aprobatą, zarówno mojej, jak i Leszka rodziny.
Kilkakrotnie zadeklarowałaś w wywiadach, że nie masz w planach kolejnej ciąży. Dlaczego?
Faktycznie tak mówiłam. Doszłam jednak do wniosku, że chyba muszę zaprzestać tego typu deklaracji, bo nigdy nie wiadomo, co los przyniesie. Nie chcę już się zarzekać, że tak, albo, że nie, bo stanie się odwrotnie niż powiem i później ktoś mnie posądzi, że kłamię w wywiadach (śmiech). Uważam, że ludzie, którzy się kochają nie zawsze muszą mieć wspólne dzieci. Nic na siłę. Jesteśmy szczęśliwi w obecnej sytuacji. Tradycyjny model rodziny nie gwarantuje sielanki. Nie lubię niczego planować, ale wcale nie dlatego, że się do czegoś zraziłam. Zobaczymy co przyniesie życie. Mam nadzieję, że same dobre rzeczy.
Przeczytałam niedawno, że dostałaś od Leszka pierścionek zaręczynowy. Czy zatem będzie ślub?
Będzie, ale jeszcze nie wiemy kiedy. Póki co cieszymy się sobą i nie mamy potrzeby, by coś przyspieszać. Gdy nadejdzie odpowiedni czas, roześlemy zaproszenia (uśmiech).
Wesele będzie huczne, czy raczej skromne? W końcu rodzina i znajomi bawili się już na waszych weselach.
To też kwestia, którą trzeba będzie omówić we właściwym czasie. To prawda mamy już za sobą śluby i przyjęcia weselne, ale też znajomych nam przybyło. Na naszym wspólnym jeszcze nikt się nie bawił, więc, kto wie (śmiech).
Niedawno udzieliłaś dużego wywiadu, w którym powiedziałaś, że nie wyprowadzisz się z Warszawy, dopóki Piotrek nie skończy przynajmniej podstawówki, niedługo po tym powyciągano z kontekstu pewne zdania i rozpisywano się, że zabierasz dziecko do Czech.
Być może kiedyś chciałabym zamieszkać w Czechach, ale nie wyjadę, jeśli syn nie będzie chciał tego tak samo jak ja. Nie wyobrażam sobie, że nagle z dnia na dzień zmienię mu środowisko życia. Trzeba się liczyć z dzieckiem i jego potrzebami. On ma tu kolegów i szkołę – to wszystko jest dla niego bardzo ważne, a ja nie zamierzam zaburzać mu tej rzeczywistości. Nie jestem egoistką. Mam jedynego syna i bardzo bym go nie chciała stracić przez złe lub pochopne decyzje.
Wspomniałaś kiedyś, że Twój syn ma dużo swobody i nie jest dzieckiem chowanym pod tzw. kloszem.
Piotrek ma bardzo silny charakter. Nie dałby się zamknąć w czterech ścianach. Przez moment chodził do społecznej szkoły, ale go stamtąd zabrałam. W zwyczajnej podstawówce czuje się zdecydowanie lepiej. Teraz najważniejsze jest dla niego podwórko i koledzy. Pozwalam mu na wiele, ale wszystko w granicach zdrowego rozsądku.
Z charakteru jest bardziej podobny do Ciebie, czy do Łuksza?
Myślę, że posiada cechy charakterystyczne dla nas obojga, które w połączeniu z jego indywidualnymi, sprawiają, że jest silną osobowością. Z pewnością da sobie w życiu radę.
Czy Piotrek słucha Twoich piosenek?
Tak, zna dość dobrze moje utwory. Ponadto słucha oczywiście wielu innych wykonawców.
Czy bez problemu dogadujecie się z Łukaszem w sprawach wychowywania Piotrka?
Każde dziecko potrzebuje obojga rodziców, ale niestety wiele kobiet tego nie rozumie i ogranicza ojcom kontakty z dziećmi, krzywdząc je przede wszystkim. U nas tego nie ma. Staram się, żeby Piotrek miał kontakt z tatą w takiej ilości, jak sobie tego życzy. Nam coś nie wyszło, ale nie powinno się to odbijać na dziecku.
Czasopismo „MyMamy” jest dostępne wyłącznie na ipadach i tabletach. Jak radzisz sobie z tego typu urządzeniami?
Mam starszą wersję ipada, ale nie można ściągać na niego załączników, więc dałam go Piotrkowi do zabawy. Natomiast jestem zachwycona tabletem. Przede wszystkim nie waży tyle, co laptop i jest wygodny w podróży, zwłaszcza, że dużo latam samolotami. Mam w nim muzykę swoją oraz taką, której lubię słuchać.
Słyszałam, że świetnie gotujesz.
Mistrzynią kuchni może nie jestem, ale jak tylko mam czas, to lubię coś przyrządzić. Gotowanie bardzo mnie uspokaja i relaksuje.
Rozmawiała Martyna Rokita dla “My Mamy” wyd. Smart Publishing
Fot. Materiały prasowe – Bee Music
news
Joanna Kurska przeszła do ataku. Kuba Wojewódzki oberwał jak nigdy wcześniej – o co poszło?
Kuba Wojewódzki po raz kolejny udowadnia, że nie zna pojęcia „święto spokoju”. Tym razem jego celem stał się Jacek Kurski, a cała historia zaczęła się od niewinnego tematu – ślubu Katarzyny Cichopek i Macieja Kurzajewskiego. W najnowszym odcinku swojego podcastu z Piotrem Kędzierskim, a także w felietonie dla „Polityki”, showman pozwolił sobie na serię drwin, które błyskawicznie wywołały lawinę reakcji. Na odpowiedź Joanny Kurskiej nie trzeba było długo czekać. I była to odpowiedź, która pali mosty. Dowiedz się więcej!
Choć od medialnego ślubu Katarzyny Cichopek i Macieja Kurzajewskiego minęło już trochę czasu, emocje wokół tego wydarzenia wciąż nie opadły. Na weselu, które okrzyknięto „ślubem roku”, pojawiło się wielu znanych gości, w tym także Jacek Kurski wraz z żoną. I właśnie ten szczegół stał się dla Kuby Wojewódzkiego punktem wyjścia do nowej afery. W swoim podcaście z Piotrem Kędzierskim poruszył temat w rozmowie z Anną Muchą, starając się wciągnąć aktorkę w prowokacyjną dyskusję o moralności i towarzyskich granicach.
Podczas rozmowy Wojewódzki zapytał wprost, czy Annie Musze nie przeszkadzała obecność byłego prezesa TVP. Nie poprzestał jednak na delikatnym pytaniu – nazwał Jacka Kurskiego „opresyjnym, prymitywnym, aroganckim zarządcą brutalnej propagandy telewizyjnej w czasach rządów PiS”. W studiu zapanowała cisza, a w oczach Muchy można było dostrzec rosnącą irytację. Jej reakcja była natychmiastowa.
Ty masz do mnie jakieś pretensje? W co ty próbujesz mnie w tej chwili wrobić, jakby… Puknij się. Czy ty masz wątpliwości co do tego, jaki ja mam kręgosłup moralny? – odpowiedziała wyraźnie zirytowana Anna Mucha.
Na tym jednak nie poprzestał. Kilka dni później, w felietonie dla tygodnika „Polityka”, Kuba Wojewódzki znów wrócił do tematu. Zrobił to w typowy dla siebie sposób – ironiczny, zgryźliwy i pełen złośliwego humoru.
Tematem tygodnia, miesiąca, roku, a może nawet dekady, był ślub i wesele Kasi Cichopek i Macieja Kurzajewskiego, na którym bawił się Jacek Kurski wraz z małżonką. Sprytny ruch. Dobrze mieć blisko kogoś, kto umie unieważniać małżeństwa – czytamy.
POLECAMY: Tak Daniel Martyniuk odpoczywa po głośnym incydencie. Czy to cisza przed kolejną burzą?
Joanna Kurska UDERZA w Kubę Wojewódzkiego
Ta aluzja była aż nadto czytelna. Wojewódzki wyraźnie nawiązywał do przeszłości Jacka Kurskiego. Tym samym showman wbił kolejną szpilę, pokazując, że nie zamierza odpuszczać swojemu dawnemu medialnemu przeciwnikowi. Ale tym razem nie spodziewał się, że riposta przyjdzie błyskawicznie i z ogromną siłą.
Joanna Kurska, znana z ciętego języka, wzięła sprawy w swoje ręce. Na Instagramie opublikowała wpis, który natychmiast odbił się szerokim echem.
Widzę, że hejterzy w Polsce spać nie mogą. Wojewódzkiego boli, że nie dostał zaproszenia na ślub roku, a jak nie tańczy się z radości, to się wyje z zazdrości i podczepia jak glon do okrętu pod wydarzenie, by się klikało – napisała.
Ale to był dopiero początek. W dalszej części swojego posta Joanna Kurska poszła jeszcze dalej, kierując w stronę dziennikarza wyjątkowo ostre słowa.
A tak szczerze, nie wyobrażam sobie siedzieć przy jednym stole z resortowym pajacem, który przekręcił z Palikotem ludzi na miliony, z prawomocnym wyrokiem na koncie i tapirem na głowie – dodała.
Internet eksplodował. Jedni zarzucali Joannie Kurskiej brak klasy, inni gratulowali jej odwagi. Faktem jest, że tak dosadnej riposty dawno nikt Wojewódzkiemu nie zaserwował. W mediach społecznościowych pojawiły się setki komentarzy, a temat błyskawicznie trafił na nagłówki portali plotkarskich. Dla jednych był to przykład medialnej wojny ego, dla innych – pokaz tego, jak bardzo emocje potrafią wymknąć się spod kontroli.
Co ciekawe, Kurska przez pierwsze godziny po publikacji swojej odpowiedzi aktywnie uczestniczyła w dyskusji. Polubiła kilka komentarzy, w tym te najbardziej kąśliwe wobec Wojewódzkiego, co tylko dolało oliwy do ognia. Jednak po kilku godzinach niespodziewanie ograniczyła możliwość komentowania pod wpisem, zamykając usta zarówno krytykom, jak i zwolennikom.
Cała sytuacja pokazuje, że w polskim show-biznesie nie istnieje coś takiego jak neutralność. Kiedy w grę wchodzą takie nazwiska jak Kuba Wojewódzki, Jacek Kurski i Joanna Kurska, konflikt wydaje się tylko kwestią czasu. Ich relacja od lat przypomina emocjonalny rollercoaster – z jednej strony pełen ironii, z drugiej przepełniony osobistymi przytykami.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Agnieszka Kaczorowska ma inny plan niż “Taniec z Gwiazdami”? Tancerka startuje z nowym biznesem
Śledzicie losy syna Zenona Martyniuka? Dajcie znać w komentarzu pod artykułem oraz na Instagramie, Facebooku i TikToku!


Autor: Szymon Jedynak
news
Tak Daniel Martyniuk odpoczywa po głośnym incydencie. Czy to cisza przed kolejną burzą?
Nie minęło wiele czasu od skandalu z udziałem Daniela Martyniuka, gdy „książę disco polo” znów postanowił zabrać głos w mediach społecznościowych. Choć jego zachowanie na pokładzie samolotu odbiło się szerokim echem, teraz syn Zenona Martyniuka pokazuje zupełnie inne oblicze – relaks, uśmiech i rodzinny spokój. Jednak internauci nie mają złudzeń – wielu uważa, że to tylko kolejna próba ocieplenia wizerunku. Dowiedz się więcej!
Ponad dwa tygodnie temu Daniel Martyniuk wszczął awanturę na pokładzie samolotu lecącego z Hiszpanii do Polski. Według świadków zachowywał się agresywnie i wulgarnie wobec załogi, a cała sytuacja miała swój początek w momencie, gdy stewardessa odmówiła mu podania alkoholu. Kiedy emocje wymknęły się spod kontroli, załoga podjęła decyzję o awaryjnym lądowaniu w Nicei. Tam, na oczach zszokowanych pasażerów, Martyniuk został zatrzymany przez francuskie służby. Dla wielu był to kolejny dowód, że temperament syna Zenona Martyniuka coraz częściej wymyka się spod kontroli – mimo że muzyk wielokrotnie próbował usprawiedliwiać wybryki swojego dziecka.
Zaledwie kilka dni po feralnym locie Daniel pojawił się jednak publicznie, jak gdyby nic się nie stało. Wziął udział w chrzcie swojego syna, uśmiechał się na zdjęciach i sprawiał wrażenie, że cała sprawa nie zrobiła na nim najmniejszego wrażenia. Co więcej, w mediach społecznościowych zaczął publikować posty, w których przedstawiał się jako przykładny mąż i ojciec. Internauci nie ukrywali oburzenia – część z nich zarzucała mu hipokryzję, twierdząc, że próbuje „ratować wizerunek”, nie biorąc odpowiedzialności za swoje czyny.
Niedługo potem Martyniuk postanowił uciec od medialnego zgiełku i zabrał żonę Faustynę oraz ich syna na krótki wyjazd do Białowieży. Relacja z tego wyjazdu, którą opublikował na Instagramie, stała się viralem. Daniel rozpoczął ją sielankowo – od spaceru po Parku Dyrekcyjnym. Z uśmiechem na twarzy opowiadał o jesiennym klimacie, opadających liściach i rodzinnym spokoju.
Jesteśmy na spacerku z Floriankiem […] Taka sceneria jesienna. Pogoda jak na tą porę roku jest znakomita, wszędzie jest klimat jesienny, dużo liści – mówił Daniel, pokazując w międzyczasie małego synka.
Po rodzinnym spacerze przyszła pora na relaks w hotelu. W kolejnych relacjach Martyniuk pokazał się na basenie i w saunie, żartując z obserwatorami i sprawiając wrażenie człowieka, który niczego się nie wstydzi.
Witam wszystkich z hotelu w Białowieży. Aktualnie jestem na basenie. Basen prezentuje się naprawdę fajnie. A ja pierwszy, jak zwykle idę do sauny. Troszkę zmarzłem po tych spacerach, więc fajnie będzie się wygrzać. Nie ma to jak sauna, nie? A basenik naprawdę jest spoko – opowiadał z charakterystycznym dla siebie luzem, jakby próbował odczarować medialną atmosferę wokół swojego nazwiska.
POLECAMY: Agnieszka Kaczorowska ma inny plan niż “Taniec z Gwiazdami”? Tancerka startuje z nowym biznesem
Martyniuk relacjonuje wizytę w saunie i jacuzzi
Nie poprzestał jednak na jednym nagraniu. W saunie, wśród pary i ciepła, nagrał dłuższą relację, w której zdradził swoje nietypowe zwyczaje.
Oczywiście nie może zabraknąć sauny parowej, którą również uwielbiam. Mam taki swój zwyczaj, że długo z niej nie wychodzę. I tym, czym się zazwyczaj polewa siedziska, ja polewam siebie od głowy aż po stopy. Jest naprawdę genialna. Mogę tu siedzieć nawet z 40 minut – tłumaczył.
Kiedy wydawało się, że to koniec relacji, Martyniuk dodał jeszcze jedno nagranie – tym razem z jacuzzi.
Na zakończenie relaks w jacuzzi. No i trzeba wracać do Floriana i Faustynki. Na razie – pożegnał się.
Od początku kariery medialnej Daniel Martyniuk przyciąga uwagę skandalami. Były już problemy z prawem, głośne rozstanie z byłą żoną i publiczne kłótnie z rodziną. Każdy jego wybryk staje się pożywką dla mediów i fanów, a każda próba odbudowania reputacji kończy się kolejną kompromitacją. Eksperci od wizerunku nie mają wątpliwości – Daniel to przykład człowieka, który nie potrafi zniknąć z mediów, nawet gdyby chciał.
Mimo to 36-latek wydaje się nie przejmować opinią publiczną. Zamiast przepraszać, dokumentuje swoje życie w internecie, jakby nic się nie stało. Być może właśnie dlatego jego nazwisko nie schodzi z nagłówków gazet – bo w świecie, w którym celebryci boją się każdego błędu, Daniel Martyniuk wciąż gra według własnych zasad, choć cena tej niezależności bywa wysoka.
Czy syn „króla disco polo” naprawdę się zmienił, czy to tylko kolejny epizod w niekończącej się sadze jego ekscesów – czas pokaże. Jedno jest pewne: nieważne, czy odpoczywa w jacuzzi, czy tłumaczy się z kolejnego wybryku, Daniel Martyniuk zawsze znajdzie sposób, by znów znaleźć się w centrum uwagi.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Maja Hyży punktuje Agnieszkę Kaczorowską jak nikt wcześniej: “To było niesmaczne”
Śledzicie losy syna Zenona Martyniuka? Dajcie znać w komentarzu pod artykułem oraz na Instagramie, Facebooku i TikToku!






Autor: Szymon Jedynak
Dodaj komentarz
news
Agnieszka Kaczorowska ma inny plan niż “Taniec z Gwiazdami”? Tancerka startuje z nowym biznesem
Choć jeszcze niedawno żegnała się z parkietem „Tańca z Gwiazdami”, Agnieszka Kaczorowska nie daje o sobie zapomnieć. Zaledwie kilka dni po głośnym odejściu z programu ogłosiła spektakl z Marcinem Rogacewiczem, a teraz… wypuszcza własne perfumy! Tancerka przekonuje, że to coś więcej niż zapach – to manifest kobiecej siły i wolności. Dowiedz się więcej, ile trzeba zapłacić!
Trwająca jubileuszowa edycja „Tańca z Gwiazdami” jest jedną z najbardziej emocjonujących w historii programu. Widzowie mogą podziwiać łzy, namiętność i dramaty, ale żadna para nie wzbudzała takich emocji jak Agnieszka Kaczorowska i Marcin Rogacewicz. Ich relacja od pierwszego odcinka rozpalała wyobraźnię publiczności, a sposób, w jaki okazywali sobie bliskość, był szeroko komentowany w sieci. Choć taneczna przygoda zakończyła się dla nich wcześniej, niż ktokolwiek przypuszczał, para nie zniknęła z medialnych nagłówków – wręcz przeciwnie.
Zaledwie kilka dni po odpadnięciu z programu Agnieszka Kaczorowska i Marcin Rogacewicz ogłosili wspólny projekt artystyczny – spektakl o wymownym tytule „Siedem”. Produkcja, łącząca teatr, taniec i muzykę, ma być emocjonalną podróżą przez siedem etapów ludzkich uczuć – od namiętności, przez rozczarowanie, aż po odrodzenie. Tancerka podkreślała, że to dla niej nie tylko praca, ale osobista opowieść o wolności i życiu na własnych zasadach.
Marzyliśmy o tym… więc spełniamy nasze marzenie! Zapraszamy Was na spektakl „7”, gdzie prosto z serca, aktorsko, tanecznie i muzycznie, dotykamy tematu wolności. „Siedem” to spektakl o wolności w jej siedmiu odsłonach. Jest to opowieść o spotkaniu kobiety i mężczyzny, którzy zaczynają swoje życia od nowa. O miłości, namiętności, pasji i uzdrowieniu – zapowiedzieli.
Zainteresowanie projektem przerosło oczekiwania. Premiera, zaplanowana na marzec 2026 roku, została wyprzedana w rekordowym tempie. Bilety zniknęły w ciągu kilku dni, a fani już pytają o dodatkowe terminy i trasę po Polsce. Według doniesień, „Siedem” zawita także do największych miast – Krakowa, Gdańska i Wrocławia.
Entuzjazmu nie ukrywała sama Agnieszka Kaczorowska, która w emocjonalnym wpisie na Instagramie podziękowała fanom za ogromne wsparcie.
Ale tydzień! Ale się dzieje! Ale morze życzliwości od was! – napisała pod jednym z postów, w którym dziękowała widzom i zapowiadała, że to dopiero początek.
POLECAMY: Maja Hyży punktuje Agnieszkę Kaczorowską jak nikt wcześniej: “To było niesmaczne”
Chcesz pachnieć jak Kaczorowska? Tyle musisz zapłacić!
Jak się okazało, tancerka nie żartowała. Niedługo po ogłoszeniu spektaklu zdradziła, że pracuje nad kolejnym projektem – tym razem skierowanym wyłącznie do kobiet.
Jutro kolejne nowości… Odliczam! Kocham kroczyć swoją drogą…tanecznym krokiem – zapowiedziała tajemniczo.
I rzeczywiście, słowa dotrzymała. Kilka dni później ogłosiła premierę swojej najnowszej inicjatywy – autorskiej linii perfum „Sway”, stworzonej z myślą o kobietach, które chcą czuć się pewnie, odważnie i zmysłowo.
Niech każda z Was tańczy własną opowieść, niech każda z Was będzie główną bohaterką własnego filmu, niech każda z Was żyje na własnych zasadach. Niech Sway dodaje Wam siły, pewności siebie i odwagi do tego, aby płynąć przez życie w zgodzie ze sobą. Ode mnie dla Was, prosto z serca… niech SWAY. kołysze Wasze zmysły każdego dnia – napisała Kaczorowska.
Fanki szybko ruszyły na zakupy. By „pachnieć jak Agnieszka Kaczorowska”, trzeba zapłacić 89,99 zł. Perfumy dostępne są w pięciu wariantach zapachowych – Freedom, Whisper, Vibe, Mystery oraz Passion. Każdy z nich ma symbolizować inny aspekt kobiecości i wolności, co – jak podkreśla tancerka – odzwierciedla jej własną życiową filozofię.
Wielu internautów z entuzjazmem przyjęło nowy pomysł Kaczorowskiej, chwaląc ją za kreatywność i odwagę. „To nie tylko zapach, to styl życia!” – pisali pod postami. Nie brakowało jednak także głosów krytyki. Część komentujących zarzucała tancerce, że „chce zmonetyzować wszystko, co robi”, a jej działalność staje się coraz bardziej „komercyjna niż artystyczna”.
Jedno jest jednak pewne – Agnieszka Kaczorowska nie zwalnia ani na chwilę. Zamiast chować się po medialnych burzach i krytyce, konsekwentnie buduje swoje imperium – taneczne, teatralne i teraz także zapachowe. Z kobiety, którą wielu chciało sprowadzić do roli „uczestniczki show”, stała się pełnoprawną marką. I wygląda na to, że dopiero się rozkręca. Czy jej nowy biznes okaże się sukcesem na miarę spektaklu „Siedem”?
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Doda nie wytrzymała i mówi, co myśli o Kaczorowskiej i Rogacewiczu: “Popełnia znów ten sam błąd”
Kupicie perfumy od Kaczorowskiej? Dajcie znać w komentarzu pod artykułem oraz na Instagramie, Facebooku i TikToku!





Autor: Szymon Jedynak
Dodaj komentarz
news
Maja Hyży punktuje Agnieszkę Kaczorowską jak nikt wcześniej: “To było niesmaczne”
Burza wokół Agnieszki Kaczorowskiej i Marcina Rogacewicza nie ustaje. Ich odejście z „Tańca z Gwiazdami” wciąż elektryzuje widzów i branżę. Teraz do grona komentujących dołączyła Maja Hyży, która bez owijania w bawełnę oceniła zachowanie tancerki. Słowa wokalistki odbiły się szerokim echem i mogą zaboleć. Dowiedz się więcej!
Emocje po odpadnięciu Agnieszki Kaczorowskiej i Marcina Rogacewicza z „Tańca z Gwiazdami” nie cichną. Choć od ich pożegnania minęło już kilka dni, temat nadal żyje w mediach. Wszystko przez sposób, w jaki tancerka zakończyła swoją przygodę z programem. Zamiast klasycznego podziękowania, padły słowa, które wielu uznało za przytyk wobec pozostałych uczestników.
W pożegnalnym przemówieniu Kaczorowska stwierdziła, że jej partner „tańczy lepiej niż niejeden uczestnik”. Ta wypowiedź momentalnie wywołała falę oburzenia. W sieci zawrzało – widzowie zarzucili tancerce brak pokory i szacunku wobec rywali. Komentujący podkreślali, że w show tanecznym liczy się nie tylko technika, ale też klasa i sportowa postawa, której – ich zdaniem – Agnieszce zabrakło.
Sytuacja eskalowała, gdy do dyskusji włączyły się osoby z branży. Jedną z nich była Maja Hyży, która w rozmowie z portalem Jastrząb Post nie owijała w bawełnę. Jej słowa były dosadne, a ton wypowiedzi – jednoznaczny.
Mową pożegnalną tego nie można nazwać, bo myślę, że tak naprawdę Agnieszka z nikim się nie pożegnała. Wzięła pod pachę swojego partnera i po prostu wyszła […] Uważam, że zachowała się bardzo niefajnie, totalnie nietaktownie i bez szacunku do osób, z którymi współpracowała, dzięki którym w ogóle tam była. Nie podziękowała nikomu, a to, w jaki sposób prowadzili swoją historię w “Tańcu z gwiazdami”, na początku było fajne, ale chyba się ulało. Za dużo prywaty w tańcu – zauważyła Maja Hyży kilka dni temu w wywiadzie.
Wokalistka zauważyła też, że Kaczorowska nie wzięła udziału w tradycyjnym „live” na żywo, podczas którego uczestnicy dziękują fanom i dzielą się emocjami po odcinku. W ocenie Mai takie zachowanie mogło zostać odebrane jako lekceważenie widzów.
Przede wszystkim ona zapracowała sobie na taką decyzję widzów, a nie inną. Ale to, że zrezygnowała z live’a i nie uszanowała fanów, których przecież mieli i mają… Nawet ze względu na nich powinna zrobić tego live’a, ludzie czekali na nich, a ona uniosła się dumą i się obraził – skomentowała.
POLECAMY: Doda nie wytrzymała i mówi, co myśli o Kaczorowskiej i Rogacewiczu: “Popełnia znów ten sam błąd”
Maja Hyży udzieliła kolejnego wywiadu o Kaczorowskiej
Sytuacja robi się jeszcze bardziej pikantna, gdy weźmie się pod uwagę fakt, że Maja Hyży od dawna utrzymuje kontakt z byłym mężem Agnieszki – Maciejem Pelą. Rok temu na Instagramie pojawiło się ich wspólne zdjęcie, a w najnowszym wywiadzie Maja przyznała, że wciąż mają ze sobą dobry kontakt.
Mamy spontaniczny kontakt. Większy ma mój Konrad, bo są facetami i mają swoje tematy, natomiast my od czasu do czasu piszemy do siebie na Instagramie, komentujemy swoje sytuacje życiowe i wspieramy się – mówiła w rozmowie z Jastrząb Post.
Artystka ujawniła też, że Maciej Pela zaoferował jej wsparcie, gdy miała trudniejszy moment.
Kiedy miałam słabszy czas, Maciek pytał, czy potrzebuję pomocy i że mam tylko zadzwonić, więc fajnie mieć przy sobie takiego człowieka, na którego można liczyć – wyznała w rozmowie z Jastrząb Post.
Nie jest tajemnicą, że Agnieszka Kaczorowska i Maciej Pela wciąż nie dostali rozwodu. Tancerka pielęgnuje natomiast związek z Marcinem Rogacewiczem, czekając na orzeczenie sądu zaplanowane na 17 listopada. Tymczasem Maja Hyży twierdzi, że sposób, w jaki Agnieszka celebrowała zakończenie małżeństwa, był po prostu nietaktowny.
Jeżeli sytuacja rozwodowa jest dla kogoś momentem do celebracji i świętowania, to okej, ale ja nie uważam, że to dobry czas na pokazywanie, że to zabawa. Rozumiem, że to nowy etap. Sama to przeżyłam […] Po raz kolejny uważam, że to było niesmaczne. Rozumiem, że teraz się cieszą, że są już sami i że temat małżeński jest zakończony, ale mogli zostawić to chociaż na ten jeden dzień dla siebie i zrobić np. huczną imprezę następnego dnia. Ale okej, nie chcę tutaj nikogo cisnąć – skomentowała.
Na koniec Hyży zdradziła, że choć nie rozmawiała z Maciejem Pelą o jego rozwodzie, jest otwarta, by go wesprzeć, jeśli będzie tego potrzebował.
Jeśli Maciek sam będzie chciał mówić o prywatnych sprawach, które się wydarzyły, to ja jestem otwarta: wysłucham i na pewno wesprę. Natomiast nie naciskam i nie zmuszam go do zwierzeń. To jest jego czas, ale jeśli poczuje taką potrzebę, to jestem – dodała.
Cała sytuacja pokazuje, że sprawa Agnieszki Kaczorowskiej i Marcina Rogacewicza wciąż wzbudza emocje, a jej echo dopiero zaczyna być słyszalne. I wygląda na to, że burza wokół tej pary jeszcze długo nie ucichnie.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Hi Hania nową prowadzącą „The Voice of Poland” – wiemy, kogo wygryzła. Fani będą w szoku
Śledzicie losy Kaczorowskiej i Rogacewicza? Dajcie znać w komentarzu pod artykułem oraz na Instagramie, Facebooku i TikToku!



Autor: Szymon Jedynak
Dodaj komentarz
-
showbiz4 dni temuMandaryna w szczerych słowach o Agnieszce Kaczorowskiej. Czy sama wystąpi w „Tańcu z Gwiazdami”?
-
showbiz4 dni temu„Taniec z Gwiazdami”: powroty legend i niespodziewane pożegnanie. Kto odpadł w 8 odcinku?
-
showbiz2 dni temuZapadła decyzja w sprawie Agnieszki Kaczorowskiej. Czy zobaczymy ją wiosną w „Tańcu z Gwiazdami”?
-
showbiz3 dni temuDlaczego Kaczorowska i Pela wciąż nie dostali rozwodu? Pojawiło się oficjalne stanowisko sądu
-
news3 dni temuAnna Mucha drwi z Kaczorowskiej i Rogacewicza? Padły słowa, po których zapadła cisza w studiu
-
showbiz4 dni temuKaczorowska i Pela spotkali się w sądzie. Tak wyglądała ich rozprawa rozwodowa
-
news2 dni temuPolsat wprowadza rewolucję w „Tańcu z Gwiazdami”. Tego nikt się nie spodziewał tuż przed finałem
-
showbiz5 dni temuMikołaj “Bagi” Bagiński ujawnił prawdę o walce z nałogiem: „Zaczął się alkohol, byłem daleko od siebie”









Dodaj komentarz