Halina Mlynkova: „Trzeba się liczyć z dzieckiem i jego potrzebami” [wywiad]

Sukcesy zawodowe idą u niej w parze z życiem prywatnym. Tworzy szczęśliwy związek z Leszkiem Wronką. Ich przykład jest dowodem na to, że można tworzyć szczęśliwy związek na odległość. Mimo szumu wokół jej osoby stara się, by syn Piotrek miał normalne dzieciństwo.
Wychowywałaś się na pięknym i malowniczym Zaolziu. Teraz mieszkasz w Warszawie. Trudno było odnaleźć się w stolicy?
Zaolzie to przede wszystkim moje dzieciństwo. Dorosłe życie spędzałam w dużych miastach. Rodzinne strony opuściłam, kiedy poszłam na studia do Krakowa, gdzie mieszkałam przez kolejnych siedem lat. Potem przyjechałam do Warszawy. Chyba się przyzwyczaiłam. Mieszkam tu już prawie dekadę. Nigdy nie miałam problemu, by się zaklimatyzować w stolicy.
Odwiedzasz czasem rodzinne strony?
Z radością wracam na Zaolzie, szczególnie, gdy chcę odpocząć. Wiadomo, u mamy zawsze jest cudownie. Panuje tam niesamowita cisza. Są ludzie, którzy nie potrafią odciąć się od swojego miejsca zamieszkania. Miałam kolegę, który tak bardzo tęsknił za górami, że postanowił zrezygnować ze studiów. Są też tacy jak ja, którzy mogą żyć wszędzie.
Jak jesteś odbierana przez dawnych sąsiadów?
Czas spędzam przede wszystkim z rodziną w ogrodzie, ciesząc się widokiem gór. Zawsze znajdę czas dla kuzynki. Dla nich jestem normalną Haliną, która jest jedną z nich, z którą się wychowali, z ciocią zawsze rozmawiam o show biznesie, przywożę jej gazety. Zawsze pyta mnie, co z tego, co czyta jest prawdą (uśmiech). Tam toczy się bardzo spokojne życie, w które wciąż potrafię się wpasować.
Czy sukcesy Cię zmieniły? Czy przyjaciele wciąż są Ci sami?
Czasem tak bywa, że nasze sukcesy zmieniają przyjaciół. Mam wrażenie, że to nie ja się zmieniłam, ale ludzie, którzy nagle zaczęli spoglądać na mnie innymi oczyma. W momencie, kiedy opuszczamy dane miejsce, rozluźniają się więzy przyjaźni. Życie tak szybko galopuje, że nie mamy czasu na wiele spraw, w tym również podtrzymywanie znajomości. Dawne przyjaźnie często stają się po prostu sentymentalną znajomością sprzed lat. Mam kilka koleżanek, z którymi utrzymuję kontakty. Gdy uda nam się spotkać, z sentymentem wspominamy stare dobre czasy. Niestety nie zdarza nam się to zbyt często, bo rozproszyłyśmy się nieco po świecie. Niemniej jednak jest w moim życiu kilka osób, na których mogę polegać. Prawdziwa przyjaźń to bardzo cenna sprawa. Szczególnie cenię sobie bezinteresowne znajomości.
Masz to szczęście, że Twój wolny zawód nie wymaga od Ciebie siedzenia w jednym miejscu. Tak naprawdę zawsze możesz spakować walizkę i wyjechać, dokąd chcesz i na jak długo.
Nie do końca (śmiech). Nie mogę zapominać o tym, że przede wszystkim jestem mamą. Trochę ogranicza mnie rok szkolny mojego syna.
Nie ma wątpliwości, że tegoroczny Festiwal Polskiej Piosenki w Opolu należał do Ciebie. Doceniła Cię nie tylko publiczność, ale również dziennikarze. Jaki jest Twój stosunek do nagród, które otrzymujesz?
Nagrody są swego rodzaju ukoronowaniem dotychczasowej pracy i zarazem motorem napędzającym do dalszych działań artystycznych. Choć statuetki nie są moim życiowym celem, przyznam, że miło jest, kiedy inni dostrzegają moje poczynania artystyczne. Koncerty w Opolu na pewno w dużej mierze przyczyniły się do tego, że moja płyta „Po drugiej stronie lustra” została zauważona. Ponadto sukcesy, które odnoszę na scenie, to nie jest tylko i wyłącznie moja zasługa. Na wszystko pracuje cały zespół.
W tym roku masz bardzo napięty grafik koncertowy. Twój kalendarz wręcz pęka w szwach.
To prawda, na brak pracy nie możemy narzekać. Mamy dość dużo występów, które podobają się publiczności, co nas bardzo cieszy.
Wiele osób wciąż łączy Twoją osobę z zespołem Brathanki, choć nie występujesz z nimi już od dziesięciu lat. Czy Ci to przeszkadza?
Trudno jest się dziwić ludziom, którzy muzyką nie żyją na co dzień, ale to prawda, że wiele osób nadal łączy mnie z Brathankami. Nie mam im tego za złe, bo w końcu jako ich wokalistka dałam się poznać publiczności, a że nasze drogi się rozeszły, to już inna sprawa. W radiu nadal można usłyszeć „Czerwone korale”, czy „W kinie w Lublinie” z moim wokalem. Zresztą publiczność na koncertach ciągle domaga się tych utworów, więc mimo własnego repertuaru wykonuję je również.
Jak czujesz się jako solistka?
Czuję swego rodzaju wolność. Cieszę się, że jestem ogniwem niezależnym od innych. Zdałam sobie sprawę, że nie potrafię już być częścią czegoś. Teraz ja sama decyduję o swoich poczynaniach artystycznych i życiowych.
Trudno było wyjść na scenę jako ktoś znany, ale w gruncie rzeczy zupełnie nowy?
Niełatwo było zaczynać wszystko od nowa. Moja droga solowej wokalistki wcale nie jest taka prosta, jakby mogło się niektórym wydawać, ale mam poczucie, że spełniam się. Jestem szczęśliwa. Ludzie powoli przyzwyczajają się do nowej Haliny, która zawsze będzie wokalistką folkową, ale wykonuje bardzo różnorodną muzykę, z różnych stron świata, przeplataną współczesnymi brzmieniami.
Utrzymujesz kontakt z chłopakami z Brathanków?
Nie, ale życzę im jak najlepiej. Kiedyś pojawiła się propozycja reaktywacji dawnego składu zespołu, ale odmówiłam. Jeśli niektóre sprawy przekraczają pewne granice, dwa razy do tej samej rzeki nie wchodzę.
Przez siedem lat nie koncertowałaś. Czy trudno było wrócić na scenę po tym bardzo długim urlopie macierzyńskim?
To nie do końca był urlop macierzyński. Swoje obowiązki dzieliłam pomiędzy syna i pracę, choć nie było jej wtedy widać. W tym czasie muzyka cały czas była obecna w moim życiu i choć niemal nie udzielałam się publicznie, ciągle coś tworzyłam. W czasie tej medialnej przerwy poszukiwałam ludzi, z którymi mogłabym stworzyć projekt od początku do końca, co w dzisiejszych czasach nie jest rzeczą łatwą. Często osoby odpowiedzialne za pewne projekty, nie dotrzymują danego słowa i naprawdę fajne rzeczy nie mają możliwości, by ujrzeć światło dzienne. Trudno jest dobrać ludzi, którzy myślą muzycznie podobnie, nierzadko trzeba czekać na wolne miejsce w studiu nagrań i w ten oto sposób realizacja wielu projektów przeciąga się w nieskończoność. W moim przypadku sześć razy sprawa nie dobiegła końca. Dopiero za siódmym razem uparłam się, że teraz mi się uda. Wówczas powstała „Etnoteka”.
„Kobieta z moich snów” z płyty „Etnoteka” jest piosenką o Tobie?
Może trochę tak (śmiech). Kiedy ją pisałam, miałam przed oczami kobietę, która potrafi pogodzić pracę z rodziną.
Czym byś się dziś zajmowała, gdyby nie wyszło Ci na scenie? Studiowałaś etnografię.
Zawsze chciałam śpiewać, ale nie zakładałam sobie żadnej alternatywy na wypadek, gdyby coś się nie udało. Od początku marzyłam, by studiować muzykę, co bardzo nie spodobało się moim rodzicom. Poszłam więc na Uniwersytet Jagielloński na etnografię z zamiarem porzucenia jej po roku, ale tak mi się spodobało, że postanowiłam ją skończyć.
Na fortepianie zaczęłaś grać w wieku sześciu lat. Czy zawsze chętnie garnęłaś się do ćwiczeń?
Bywało różnie, ale głównie zależało to od nauczycieli oraz ich podejścia. Jak znajdowałam wspólny język z nauczycielką, to grałam koncerty dla najlepszych uczniów, ale były też takie lata, gdzie byłam w grupie najgorszych. Pamiętam też panią, która zamykała mi klapę od pianina na palce. Nie przepadałam za ćwiczeniem gam i innych tzw. podstawowych rzeczy, ale jak już było coś porządnego do zagrania, bardzo chętnie zasiadałam do instrumentu. Lubiłam też sama tworzyć różne melodie. Fortepian był dla mnie światem marzeń. Kiedy tańczyłam w zespole, będąc w liceum, w Sali baletowej był fortepian. Potrafiłam sama z siebie przychodzić na dwie godziny przed próbą i grać.
Czy Piotrek też przejawia zainteresowanie muzyką?
Piotrek jest bardzo zdolny, jednak na chwilę obecną bardziej niż muzyka interesuje go zabawa na podwórku z kolegami. Potrafi coś zagrać, jednak nie chcę na siłę zapisywać go do szkoły muzycznej, bo to może przynieść odwrotny efekt. Na instrumencie trzeba solidnie ćwiczyć, regularnie grać i mieć tego świadomość. Znam mnóstwo muzyków, którzy późno zaczęli grać i udało im się wszystko nadrobić.
Czy po rewelacyjnej płycie „Po drugiej stronie lustra”, pracujesz już nad kolejną?
Kolejna płyta z pewnością będzie, ale na razie trudno jest mi mówić o konkretnych terminach jej wydania. Na pewno nie spocznę na laurach i jeszcze nie raz zaskoczę moją publiczność. Teraz przygotowuję nową piosenkę.
Czyli przebojowa piosenka „Ostatni raz” to na pewno nie jest Twoje ostatnie słowo, jeśli chodzi o muzykę.
Zapewniam, że w kwestii muzyki mam jeszcze sporo do powiedzenia, a przede wszystkim do zaśpiewania. Może zanim ukaże się kolejny album, nagram teledysk do jakiejś piosenki z ostatniej płyty.
Jak dbasz o swój głos?
To jest przede wszystkim sen i unikanie stresowych sytuacji.
Możesz pochwalić się nienaganną figurą. Twierdzisz, że nigdy nie byłaś na żadnej diecie. Wielokrotnie jednak posądzano Cię o bulimię i anoreksję. Jak odnosisz się do nieprawdziwych informacji, które rozpowszechniane są przez media?
Nie mam pojęcia skąd biorą się wszystkie bzdury na mój temat. Wiele z nich, z jednej strony po prostu mnie śmieszy, a z drugiej przeraża, bo ludzka głupota niestety bywa również zatrważająca. Osoby, które rozpisują się w sprawach moich rzekomych schorzeń, posługują się słowami, których znaczenia nie znają.
Swojego narzeczonego Leszka Wronkę poznałaś dzięki gościnnemu występowi z Ewą Farną, która jest jego podopieczną. Czy zgadzasz się z tym, że prawdziwą miłość można spotkać w pracy?
Myślę, że tak. Większość ludzi poznaje się dzięki pracy i nie ma w tym nic dziwnego. Łączą nas wspólne sprawy zawodowe i zainteresowania.
Ty na co dzień mieszkasz w Polsce, a Leszek w Czechach. Zdecydowaliście się na tzw. miłość na odległość?
Trochę tak. W miarę możliwości odwiedzamy się jak najczęściej.
Ciężko znosić rozłąkę?
Dajemy radę. Trzeba się przyzwyczaić do ciągłych podróży. Pewne sprawy wymagają również dużej koordynacji. Muszę brać również pod uwagę Piotrusia, który ma tutaj szkołę, więc nie zawsze mogę zabrać go ze sobą i wyjechać do Pragi.
Podobno Piotruś znalazł wspólny język z najmłodszym synem Leszka.
Tak. Chłopcy się bardzo polubili. Dzięki tej znajomości Piotrek uczy się języka czeskiego.
A jak Ciebie przyjęły dzieci Leszka?
Panują między nami naprawdę zdrowe relacje. Mamy bardzo dobry kontakt. Nasz związek spotkał się z aprobatą, zarówno mojej, jak i Leszka rodziny.
Kilkakrotnie zadeklarowałaś w wywiadach, że nie masz w planach kolejnej ciąży. Dlaczego?
Faktycznie tak mówiłam. Doszłam jednak do wniosku, że chyba muszę zaprzestać tego typu deklaracji, bo nigdy nie wiadomo, co los przyniesie. Nie chcę już się zarzekać, że tak, albo, że nie, bo stanie się odwrotnie niż powiem i później ktoś mnie posądzi, że kłamię w wywiadach (śmiech). Uważam, że ludzie, którzy się kochają nie zawsze muszą mieć wspólne dzieci. Nic na siłę. Jesteśmy szczęśliwi w obecnej sytuacji. Tradycyjny model rodziny nie gwarantuje sielanki. Nie lubię niczego planować, ale wcale nie dlatego, że się do czegoś zraziłam. Zobaczymy co przyniesie życie. Mam nadzieję, że same dobre rzeczy.
Przeczytałam niedawno, że dostałaś od Leszka pierścionek zaręczynowy. Czy zatem będzie ślub?
Będzie, ale jeszcze nie wiemy kiedy. Póki co cieszymy się sobą i nie mamy potrzeby, by coś przyspieszać. Gdy nadejdzie odpowiedni czas, roześlemy zaproszenia (uśmiech).
Wesele będzie huczne, czy raczej skromne? W końcu rodzina i znajomi bawili się już na waszych weselach.
To też kwestia, którą trzeba będzie omówić we właściwym czasie. To prawda mamy już za sobą śluby i przyjęcia weselne, ale też znajomych nam przybyło. Na naszym wspólnym jeszcze nikt się nie bawił, więc, kto wie (śmiech).
Niedawno udzieliłaś dużego wywiadu, w którym powiedziałaś, że nie wyprowadzisz się z Warszawy, dopóki Piotrek nie skończy przynajmniej podstawówki, niedługo po tym powyciągano z kontekstu pewne zdania i rozpisywano się, że zabierasz dziecko do Czech.
Być może kiedyś chciałabym zamieszkać w Czechach, ale nie wyjadę, jeśli syn nie będzie chciał tego tak samo jak ja. Nie wyobrażam sobie, że nagle z dnia na dzień zmienię mu środowisko życia. Trzeba się liczyć z dzieckiem i jego potrzebami. On ma tu kolegów i szkołę – to wszystko jest dla niego bardzo ważne, a ja nie zamierzam zaburzać mu tej rzeczywistości. Nie jestem egoistką. Mam jedynego syna i bardzo bym go nie chciała stracić przez złe lub pochopne decyzje.
Wspomniałaś kiedyś, że Twój syn ma dużo swobody i nie jest dzieckiem chowanym pod tzw. kloszem.
Piotrek ma bardzo silny charakter. Nie dałby się zamknąć w czterech ścianach. Przez moment chodził do społecznej szkoły, ale go stamtąd zabrałam. W zwyczajnej podstawówce czuje się zdecydowanie lepiej. Teraz najważniejsze jest dla niego podwórko i koledzy. Pozwalam mu na wiele, ale wszystko w granicach zdrowego rozsądku.
Z charakteru jest bardziej podobny do Ciebie, czy do Łuksza?
Myślę, że posiada cechy charakterystyczne dla nas obojga, które w połączeniu z jego indywidualnymi, sprawiają, że jest silną osobowością. Z pewnością da sobie w życiu radę.
Czy Piotrek słucha Twoich piosenek?
Tak, zna dość dobrze moje utwory. Ponadto słucha oczywiście wielu innych wykonawców.
Czy bez problemu dogadujecie się z Łukaszem w sprawach wychowywania Piotrka?
Każde dziecko potrzebuje obojga rodziców, ale niestety wiele kobiet tego nie rozumie i ogranicza ojcom kontakty z dziećmi, krzywdząc je przede wszystkim. U nas tego nie ma. Staram się, żeby Piotrek miał kontakt z tatą w takiej ilości, jak sobie tego życzy. Nam coś nie wyszło, ale nie powinno się to odbijać na dziecku.
Czasopismo „MyMamy” jest dostępne wyłącznie na ipadach i tabletach. Jak radzisz sobie z tego typu urządzeniami?
Mam starszą wersję ipada, ale nie można ściągać na niego załączników, więc dałam go Piotrkowi do zabawy. Natomiast jestem zachwycona tabletem. Przede wszystkim nie waży tyle, co laptop i jest wygodny w podróży, zwłaszcza, że dużo latam samolotami. Mam w nim muzykę swoją oraz taką, której lubię słuchać.
Słyszałam, że świetnie gotujesz.
Mistrzynią kuchni może nie jestem, ale jak tylko mam czas, to lubię coś przyrządzić. Gotowanie bardzo mnie uspokaja i relaksuje.
Rozmawiała Martyna Rokita dla “My Mamy” wyd. Smart Publishing
Fot. Materiały prasowe – Bee Music

showbiz
Malwina Wędzikowska w poruszającym apelu – prosi o pilną pomoc: “Będę bardzo zobowiązana”

Malwina Wędzikowska, znana z programów telewizyjnych i aktywna w mediach społecznościowych, przeżywa prawdziwy dramat. Wypoczynek w mazowieckiej miejscowości zakończył się tragedią – zaginął jej ukochany kot Andrzej. Gwiazda nie czekała ani chwili i natychmiast zaapelowała do fanów o pomoc. Dowiedz się więcej!
Malwina Wędzikowska od lat funkcjonuje w show-biznesie jako charyzmatyczna prezenterka, stylistka i prowadząca telewizyjnych hitów. Publiczność ceni ją za bezpośredniość, estetykę i odwagę w wyrażaniu siebie. Teraz jednak jej relacje w social mediach nabrały zupełnie innego charakteru – są pełne lęku, emocji i niepokoju.
Jeszcze dzień wcześniej gwiazda dzieliła się na Instagramie pięknymi widokami z Broku – urokliwej miejscowości w powiecie ostrowskim. Słońce, cisza, zieleń i relaksujący klimat mazowieckiej wsi. Wśród zdjęć i filmików znalazły się też te z Andrzejem – jej ukochanym kotem, który wyraźnie czuł się tam doskonale.
Niestety, sielanka szybko zamieniła się w koszmar. Kot nagle zniknął. Wędzikowska nie miała żadnych wątpliwości, że musi działać natychmiast. Korzystając z zasięgów, natychmiast zamieściła dramatyczny apel na Instagramie. Zdjęcia, lokalizacja domku i prośba do obserwatorów – wszystko po to, by odnaleźć zwierzaka.
Kochani! Wczoraj wieczorem zaginął w okolicy Broku mój najdroższy Andrzej. Jeżeli macie kogoś w okolicy, kogo możecie zapytać, będę bardzo zobowiązana – napisała wyraźnie poruszona Malwina Wędzikowska.
Do relacji dołączyła zdjęcie futrzaka oraz zaznaczyła miejsce, gdzie go widziano po raz ostatni. Zaginiony Andrzej nie jest zwykłym kotem. Wędzikowska wielokrotnie pokazywała go na swoim profilu – był częścią jej codziennego życia. Występował w relacjach, towarzyszył jej w pracy, a nawet w podróżach. Nic dziwnego, że jego zniknięcie wywołało u niej ogromny stres i mobilizację do natychmiastowego działania.
POLECAMY: Filip Chajzer w rozpaczy BŁAGA o pomoc. Zaginął jego ukochany pies – ruszyły poszukiwania
Malwina prosi o pomoc, nie o wyrazy współczucia!
Malwina Wędzikowska w swoim poruszającym apelu podkreśliła również, jak ważne jest dla niej działanie, a nie puste słowa. Zwróciła się do swoich obserwatorów z prośbą, aby ci, którzy decydują się do niej napisać w sprawie zaginionego kota, skupiali się wyłącznie na konkretach. Prosiła, aby nie wysyłać jej wiadomości z samymi wyrazami współczucia czy pocieszeniem, bo – jak sama zaznaczyła – w tej chwili to najmniej istotne.
Proszę o wiadomości z konkretami. Nie zapychajcie skrzynki wyrazami współczucia. Dziękuję – napisała na InstaStory.
Liczy się każda realna informacja, każda wskazówka, każdy trop, który może przybliżyć ją do odnalezienia Andrzeja. W emocjonalnym tonie dała jasno do zrozumienia, że nie potrzebuje teraz wsparcia słownego – potrzebuje działań i zaangażowania tych, którzy mogą jej realnie pomóc.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: To oni dołączą jesienią do odświeżonego “Halo tu Polsat”? Padły konkretne nazwiska



Autor: SJ
showbiz
Filip Chajzer w rozpaczy BŁAGA o pomoc. Zaginął jego ukochany pies – ruszyły poszukiwania

Filip Chajzer od kilku lat żyje zupełnie inaczej – porzucił show-biznes, odciął się od mediów i zaczął od zera w zupełnie nowej branży. Ale właśnie teraz, kiedy wszystko wydawało się iść w dobrą stronę, wydarzyło się coś, co kompletnie go załamało. Dowiedz się więcej!
Jeszcze kilka lat temu Filip Chajzer był jednym z najjaśniejszych punktów porannej telewizji. Jego obecność w „Dzień Dobry TVN” gwarantowała energię, dowcip i momenty, które potrafiły rozgrzać widzów do czerwoności. Z sukcesem prowadził też inne formaty, takie jak „Hipnoza” czy „Mali Giganci”, a udział w „Ameryka Express” u boku ojca – Zygmunta Chajzera – był medialnym strzałem w dziesiątkę.
Kiedy niespodziewanie rozstał się ze stacją, nikt nie spodziewał się, że zniknie z ekranów na tak długo. W przeciwieństwie do innych gwiazd, które próbują ratować swoją karierę influencerstwem, Chajzer postanowił zupełnie odmienić swoje życie. Otworzył sieć foodtrucków pod nazwą „Kreuzberg”, nawiązującą do słynnej berlińskiej dzielnicy.
Nie była to jedynie marketingowa zagrywka z jego nazwiskiem w tle. Filip Chajzer od początku podchodził do swojej gastronomicznej przygody na serio. Sam obsługiwał klientów w foodtruckach, smażył burgery, rozmawiał z ludźmi i regularnie dokumentował codzienne życie „na kółkach” w social mediach. Z czasem jego projekt zaczął zdobywać coraz większy rozgłos. Wtedy postanowił pójść o krok dalej. Zamiast wybrać oczywisty kierunek – Warszawę czy Kraków – postawił na Kielce i to tam otworzył pierwszy stacjonarny lokal marki Kreuzberg. Dla wielu był to zaskakujący wybór, ale dla niego to była świadoma decyzja. Widać było, że Filip nie goni już za telewizyjnym blichtrem, tylko realizuje marzenia, które od dawna w sobie nosił – spokojniejsze życie, własny biznes i prawdziwy kontakt z ludźmi.
POLECAMY: To oni dołączą jesienią do odświeżonego “Halo tu Polsat”? Padły konkretne nazwiska
Zaginął pies Filipa Chajzera – dziennikarz błaga o pomoc!
W spokojniejszym etapie swojego życia, jeszcze zanim na dobre odciął się od mediów, w 2022 roku w życiu Filipa Chajzera pojawił się ktoś wyjątkowy – pies Rollo, przedstawiciel rasy Lagotto Romagnolo. Od początku było jasne, że to nie był przypadkowy wybór. Filip przedstawił go widzom „Dzień Dobry TVN” jako „pół psa, pół owcy”, nie kryjąc dumy i emocji:
Pół pies/pół owca czyli Rollo Chajzer. Mamy się od wczoraj. Nie odstępuje mnie na krok. Umie już chodzić przy nodze bez smyczy, siadać, nie wchodzić do łóżka i… prowadzić Dzień Dobry TVN Pies to było moje życiowe marzenie, które bardzo długo było niemożliwe do zrealizowania. I w końcu jest. Świadoma decyzja po długich miesiącach rozważań – pisał wówczas Chajzer.
Od tamtej pory Rollo był stałym elementem jego codzienności i internetowych relacji. Towarzyszył mu w podróżach, w pracy i w zwykłych chwilach życia. Dla Chajzera ten pies był nie tylko spełnieniem marzenia, ale też symbolem nowego etapu – stabilizacji i spokoju.
Teraz wszystko się zmieniło. Rollo zaginął, a dla Filipa to prawdziwa katastrofa. Pies ostatni raz widziany był w okolicach Konstancina. Mimo intensywnych poszukiwań, nie udało się go odnaleźć. Chajzer apeluje w mediach społecznościowych i błaga o pomoc.
Jeśli widziałeś mojego kochana psa, proszę, napisz – apeluje Chajzer.
Dla wielu fanów to również emocjonalny cios. Widzowie pamiętają, jak wielką radość sprawiło Filipowi pojawienie się psa i jak często o nim wspominał. Rollo nie był jedynie tłem – był prawdziwym towarzyszem życia, który zyskał status bohatera w jego rzeczywistości.
Czy ta historia zakończy się szczęśliwie? Tego nie wiadomo. Jedno jest pewne – Filip Chajzer nie ustanie w poszukiwaniach, a wsparcie fanów z pewnością daje mu nadzieję. Dla niego to nie tylko zaginiony pies – to członek rodziny, którego nie zamierza porzucić w potrzebie.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Maciej Mindak nie żyje: szokujące okoliczności tragicznego wypadku wyszły na jaw







Autor: SJ
Dodaj komentarz
showbiz
To oni dołączą jesienią do odświeżonego “Halo tu Polsat”? Padły konkretne nazwiska

Program „Halo tu Polsat” chwilowo zniknął z anteny, ale za kulisami aż wrze. Fani podejrzewali czwarty duet prowadzących już od miesięcy. Teraz wyszły na jaw nowe fakty, które mogą wywrócić poranny układ sił w telewizji. Dowiedz się, kto ma dołączyć do ekipy!
„Halo tu Polsat” wystartował z impetem latem 2024 roku, wypełniając ogromną lukę w ramówce stacji, która do tej pory nie miała swojego porannego pasma. To był wyraźny sygnał dla konkurencji – Polsat nie zamierza stać z boku, tylko rzuca rękawicę takim gigantom jak „Dzień Dobry TVN” i „Pytanie na śniadanie”. Program emitowany był w weekendy o 8:00 rano i choć nie nadawano go codziennie, od początku przyciągał wierną widownię.
Twórcy postawili na sprawdzone, lubiane twarze. Widzowie mogli zobaczyć Krzysztofa Ibisza w parze z Pauliną Sykut-Języną, Macieja Rocka z Agnieszką Hyży, a także głośno komentowany duet – Katarzynę Cichopek i Macieja Kurzajewskiego, którzy kilka miesięcy wcześniej opuścili szeregi TVP. Każda z tych par wnosiła do programu nieco inny styl i ton, co pozwalało „Halo tu Polsat” przyciągać zróżnicowaną publiczność. Mimo to za kulisami mówiło się, że ten skład wciąż nie jest kompletny.
Pojawiały się głosy, że brakuje jeszcze jednego duetu prowadzących, głównie dlatego, że obecne gwiazdy mają też inne zobowiązania w stacji. Ibisz na stałe związany jest z „Awanturą o kasę”, a razem z Sykut-Języną prowadzi niedzielne wydania „Tańca z Gwiazdami”. Hyży i Rock są zaangażowani w „Twoja Twarz Brzmi Znajomo”, które wymaga intensywnych przygotowań i nagrań. W tym kontekście pojawienie się czwartego duetu wydawało się wręcz koniecznością – chodziło nie tylko o świeżość, ale też o logistykę.
Po 1 czerwca 2025 roku „Halo tu Polsat” niespodziewanie zniknęło z ramówki. Stacja ogłosiła letnią przerwę w emisji, co zaskoczyło wielu widzów, przyzwyczajonych do codziennych poranków z ulubionymi gospodarzami. Decyzja budziła pytania, zwłaszcza że konkurencyjne formaty pozostały na antenie. „Pytanie na śniadanie” nadal nadawane jest codziennie, bez żadnej wakacyjnej przerwy, a TVN – choć zrezygnował z codziennych odcinków – postawił na weekendowe wydania specjalne „Dzień dobry wakacje”. Regularne „Dzień Dobry TVN” wróci dopiero 18 sierpnia.
W miniony czwartek odbyła się konferencja ramówkowa Polsatu. Wiele osób spodziewało się, że w końcu padną nazwiska nowych prowadzących. Ku zaskoczeniu wszystkich, żadne konkretne informacje nie padły. Jednak Edward Miszczak, dyrektor programowy stacji zasugerował w wywiadzie z naszym reporterem portalu PrzeAmbitni.pl, że niespodzianka jest przygotowana na „najbliższe dni”, a ogłoszenie nowego duetu nie miało pojawić się na samej konferencji, żeby – jak to ujął – „nie zginęło w przekazie”.
Nie chcieliśmy pokazywać kolejnej pary, bo to by zginęło w tym przekazie [czyt. na konferencji ramówkowej]. Te informacje mamy przygotowane za kilka chwil jako niespodziankę – zapowiedział tajemniczo.
POLECAMY: Hanna Zborowska-Neves rozmawiała z Maciejem Mindakiem tuż przed jego śmiercią: “Nie mogę w to uwierzyć”
Kto dołączy do ekipy “Halo tu Polsat”?
Jak donosi Party.pl, to właśnie Tomasz Wolny, były gospodarz „Pytania na śniadanie”, ma zostać nowym prowadzącym porannego pasma Polsatu. Po zwolnieniu z TVP w styczniu 2024 roku jego nazwisko wielokrotnie pojawiało się w medialnych spekulacjach na temat powrotu do telewizji. Wiosenny występ w „Tańcu z Gwiazdami” oraz prowadzenie jednego z dużych koncertów Polsatu były wyraźnym sygnałem, że jego obecność na antenie to nie przypadek.
Zaskoczeniem może być jego nowa partnerka. Choć wielu sądziło, że będzie to Marcelina Zawadzka, z którą prowadził kiedyś „Pytanie na śniadanie”, portal Party.pl donosi coś zupełnie innego. Zamiast byłej Miss Polonia, u boku Wolnego ma się pojawić Ola Filipek, dziennikarka radiowa z RMF FM – jedna z uczestniczek ostatniej edycji „Tańca z Gwiazdami”, która podbiła serce widzów Telewizji Polsat.
Ola Filipek szybko zyskała sympatię widzów jako pewna siebie, błyskotliwa i charyzmatyczna prezenterka. Jej udział w „Tańcu z Gwiazdami” zebrał wiele pozytywnych recenzji, a kiedy w maju 2025 roku stanęła na scenie „Polsat Hit Festiwalu” jako współprowadząca, stało się jasne, że Polsat widzi w niej potencjał na dłużej.
Edward Miszczak zapowiedział, że będzie czwarta para prowadzących ”Halo tu Polsat”. Nam udało się dowiedzieć, że będą to najprawdopodobniej Tomasz Wolny oraz… Ola Filipek. Wolny od lat cieszy się sympatią widzów, a ”Taniec z Gwiazdami” tylko to potwierdził. Co do Filipek – to ”świeża krew” i stacja wiążę z nią również spore nadzieje – w końcu w tanecznym show również poradziła sobie doskonale – powiedziała serwisowi Party.pl osoba związana z “Halo tu Polsat”.
Stacja nie potwierdziła jeszcze tych informacji oficjalnie. Jednak wszystko wskazuje na to, że ogłoszenie padnie lada moment – prawdopodobnie na kilka dni przed wielkim powrotem „Halo tu Polsat”, zaplanowanym na 29 sierpnia 2025 roku.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Kinga Rusin PRZERWAŁA MILCZENIE i niespodziewanie zwróciła się do obecnych prowadzących „Dzień dobry TVN” – czy to koniec ich ery?
Jak Wam się podoba pomysł na nową parę prowadzących? Czekamy na Wasze odpowiedzi pod artykułem oraz na naszych social mediach: Facebooku, Instagramie i TikToku!


Autor: SJ
Dodaj komentarz
news
Koreańska filozofia pielęgnacji w polskiej odsłonie

Koreańska pielęgnacja to nie tylko moda. To codzienny rytuał, filozofia troski o skórę i uważne podejście do własnych potrzeb. Wieloetapowe oczyszczanie, intensywne nawilżanie i skupienie na ochronie skóry to elementy, które zyskały miliony zwolenniczek na całym świecie. Jednak, aby czerpać z tej filozofii to, co najlepsze, nie trzeba sięgać po koreańskie formuły. Coraz więcej kobiet odkrywa, że równie skuteczny i świadomy rytuał można zbudować na bazie polskich produktów – naturalnych, lokalnych i innowacyjnych. Polskie marki, takie jak SENSUM MARE, udowadniają, że koreańska pielęgnacja może mieć nie tylko azjatyckie, ale też polskie – a nawet morskie oblicze.
Jak stworzyć swoją własną rutynę w zgodzie z koreańską filozofią? To proste!
Choć koreańska rutyna bywa wieloetapowa (czasami jest to nawet 10 kroków!), coraz więcej osób traktuje ją elastycznie, bardziej jako sprawdzony zestaw do budowania świadomej pielęgnacji – również za pomocą polskich kosmetyków! Dlatego należy tworzyć przemyślane schematy pielęgnacyjne, które skupiają w swoich składach mnóstwo naturalnych i cennych dla skóry składników.
Podpowiadamy, jak stworzyć pielęgnacyjną rutynę w koreańskim stylu z produktami SENSUM MARE:
- Demakijaż – Hydrofilowy olejek ALGOPURE, który rozpuszcza makijaż i zanieczyszczenia.
- Oczyszczanie – Mikroprebiotyczna pianka ALGOPURE, wspierająca równowagę mikroflory skóry. (Produkt posiada Certyfikat Safe Microbiome, potwierdzający bezpieczeństwo dla naturalnej flory bakteryjnej skóry.
- Tonizacja – Tonik ALGOTONIC, który koi i przywraca odpowiednie pH skóry.
- Złuszczanie (2–3 razy w tygodniu) – Mikrozłuszczająca esencja ALGOPRO z kwasami PHA i AHA.
- Nawilżenie – Esencja nawilżająco-odbudowująca ALGOPRO, wspierająca regenerację.
- Serum – Serum rewitalizujące ALGOLIGHT, bogate w kwas hialuronowy, wodę z lodowca norweskiego i niacynamid.
- Krem – Krem ALGOLIGHT, który zamyka pielęgnację i wspiera barierę ochronną.
- Ochrona UV – Lekka emulsja ALGODROPS z SPF 50, która chroni przed promieniowaniem UVA/UVB.
Każda pielęgnacja, również ta koreańska powinna być przede wszystkim dostosowana do indywidualnych potrzeb skóry, pory roku czy stylu życia. Kluczowe są tu etapy takie jak dokładne oczyszczanie, tonizacja, nawilżanie, a także ochrona skóry przed czynnikami zewnętrznymi. Najważniejsze jednak pozostaje podejście: konsekwencja, lekkie formuły i troska o mikrobiom skóry – komentuje Ewelina Socha, kosmetolog SENSUM MARE.
Clean k-beauty
Zarówno na rynku koreańskim, jak i polskim obserwuje się dziś odejście od przesyconych składów na rzecz prostszych, bardziej funkcjonalnych receptur. Trend „clean k-beauty” podkreśla znaczenie krótkich, transparentnych INCI, wysokiej jakości składników aktywnych oraz dbałości o środowisko – od etapu formulacji po opakowania. W Polsce ten kierunek znajduje odzwierciedlenie m.in. w rosnącej popularności kosmetyków certyfikowanych pod kątem wsparcia mikrobiomu skóry.
Cenimy to, co w koreańskiej pielęgnacji najcenniejsze – codzienne rytuały, dbałość o nawilżenie i świadome podejście do skóry. Kosmetyki SENSUM MARE pozwalają stworzyć własną, spójną rutynę w tym stylu, bazując na aktywnych składnikach i skutecznych formułach. To pielęgnacja, która daje przyjemność, efekty i równowagę każdego dnia – dodają właściciele marki, Maciej Tęsiorowski oraz Łukasz Kołodziejek.
__________________________________________________________________________________
SENSUM MARE to polska marka stworzona z potrzeby połączenia nauki, natury i kobiecego piękna w jego najbardziej autentycznej, skutecznej i luksusowej formie. Formuły opierają się na składnikach aktywnych pochodzenia naturalnego o udowodnionym działaniu. Naukowa precyzja spotyka się z estetyką codziennych rytuałów zamieniając pielęgnację we wspaniałe doświadczenie.



-
showbiz4 dni temu
Margaret zastąpi Lanberry w nowej edycji „The Voice of Poland” – kto jeszcze zasiądzie w fotelu trenera?
-
showbiz4 dni temu
Ewa Wachowicz nie wytrzymała! Publicznie zwróciła się do Karoliny Gilon po jej wyrzuceniu z Polsatu
-
news5 dni temu
TYLKO U NAS: Agnieszka Kotońska wystąpi w kolejnej edycji “Afryka Express”? Gwiazda TTV ujawnia swoje plany
-
showbiz3 dni temu
Maja Bohosiewicz WYGRYZIE Karolinę Gilon z „Love Island”? Te słowa nie pozostawiają złudzeń
-
showbiz4 dni temu
Karolina Gilon wyrzucona z Polsatu po macierzyńskim? Mocna odpowiedź gwiazdy na słowa Edwarda Miszczaka
-
showbiz4 dni temu
Kinga Rusin WRACA do “Dzień dobry TVN” – wiemy, kiedy pierwszy dyżur po pięcioletniej przerwie
-
showbiz3 dni temu
Jesienna ramówka TVN: Krzan w Afryce, Stramowski w szpitalu, Wojciechowska w podróży, Gessler w kuchni
-
news4 dni temu
Jesienna ramówka Telewizji Polsat: Gąsowski randkuje, Herbuś śpiewa, Steczkowska ocenia, Karolak tańczy, Romanowska remontuje – zobacz relację i galerię zdjęć
Dodaj komentarz