news
“Świat według Kiepskich” powraca – nowy chłopak Mariolki i jego mama nieźle namieszają!

Już trwają prace nad kolejnym sezonem serialu Świat według Kiepskich!
Kamienica przy Ćwiartki we Wrocławiu wzniesiona w 1999 roku na osiedlu Kosmonautów, na potrzeby serialu “Świat według Kiepskich” znów wypełniła się dobrze znanymi lokatorami! Na planie produkcji nie zabrakło najważniejszych członków obsady, czyli Andrzeja Grabowskiego, Bartosz Żukowskiego, Marzeny Kipiel-Sztuki, Hanny Śleszyńskiej i Ryszarda Kotysa.
HOT NEWS- Szykowna Anja Rubik kusi na premierze spektaklu “Anioł i kobiety”
Obok Ferdka i Haliny Kiepskich, Waldka i Joli Kiepskich, Mariolki Kiepskiej, Mariana i Heleny Paździochów, Arnolda Boczka, w życiu galerii postaci rozgości się na dobre Oscar i jego matka. Sebastian Stankiewicz który popularność zdobył jako kabareciarz i aktor komediowy, a widzowie pokochali go za rolę Tomka, syna Pani Basi w “Uchu Prezesa“, czy za “La la Poland” zdradził szczegóły nowego sezonu:
Wygląda na to, że zostanę w serialu na dłużej. W najnowszym sezonie będę nowym chłopakiem Mariolki Kiepskiej. Niezły z niego absztyfikant i wariat – szalony naukowiec, który pomaga rodzinie Kiepskich w realizacji kolejnych pomysłów na zarabianie pieniędzy
Oczywiście taki kawaler do wzięcia nie będzie się bez troskliwej mamy! Serialowym Oskarem zajmie się jedyna w swoim rodzaju, kolorowy ptak polskich seriali – Hanna Śleszyńska, etatowa rodzicielka maminsynków!
Będziecie oglądać?
ZOBACZ RÓWNIEŻ- Wystartowała 11. edycja konkursu Fashion Designer Awards – zgłosicie się?
View this post on Instagram
Fot. Łukasz Telus/AKPA
AW
news
Klaudia El Dursi nie chciała zdradzić imienia córki? „Dzień Dobry TVN” zrobiło to za nią

Klaudia El Dursi, znana z „Top Model” i roli prowadzącej „Hotel Paradise”, od lat uchodziła za jedną z najbardziej rozchwytywanych gwiazd telewizji. Jednak narodziny jej trzeciego dziecka całkowicie zmieniły hierarchię wartości w jej życiu. Celebrytka wycofała się z medialnego zgiełku, a dziś otwarcie mówi o macierzyństwie, presji wyglądu i trudnych wyborach. Co więcej – od blisko dwóch miesięcy ukrywa ważny szczegół dotyczący córki. Dowiedz się więcej, jak ma na imię jej najmłodsza księżniczka!
Choć Klaudia El Dursi zaczynała w „Top Model”, to szybko udowodniła, że nie potrzebowała zwycięstwa w programie, by zrobić karierę. Jej naturalność, wdzięk i wyjątkowa uroda sprawiły, że producenci telewizyjni natychmiast dostrzegli potencjał. Propozycja prowadzenia „Hotel Paradise” okazała się przepustką do świata show-biznesu i wielkiej popularności. Właśnie tam El Dursi pokazała, że potrafi połączyć profesjonalizm z ciepłem i autentycznością, co zapewniło jej sympatię zarówno uczestników, jak i widzów.
Ostatni rok przyniósł jednak ogromne zmiany w jej życiu. Narodziny trzeciego dziecka sprawiły, że El Dursi inaczej spojrzała na swoje priorytety. Zamiast czerwonych dywanów, kontraktów reklamowych i wystąpień telewizyjnych, postawiła na dom i rodzinę. Jak sama przyznała, codzienność bywa wymagająca i męcząca, ale daje jej największą radość. Dla wielu jej obserwatorów była to odważna decyzja – piękny dowód na to, że można na chwilę zejść ze sceny i wybrać życie w zgodzie z własnymi wartościami.
Choć w ciąży dzieliła się z fanami wieloma szczegółami, sam poród postanowiła zostawić dla siebie. Zaskoczyła wszystkich, gdy pierwsze zdjęcia ze szpitala pojawiły się dopiero po dwóch dniach. I to nie w formie selfie czy rozbudowanych opisów, lecz prostego kadru z kolorowymi balonami z napisami „Baby girl” i „Baby boy”. Tym gestem Klaudia pokazała, że są w jej życiu chwile, które chce przeżywać w ciszy – bez udziału publiczności i presji mediów.
Macierzyństwo w wydaniu El Dursi nie oznacza jednak całkowitego odcięcia się od fanów. Wręcz przeciwnie – celebrytka coraz chętniej pokazuje na Instagramie kulisy codzienności. Potrafi żartować, że jej taras przypomina plac budowy, albo przyznać, że czasem brakuje jej sił przy dzieciach. To właśnie ten dystans i autentyczność sprawiają, że fani widzą w niej prawdziwą kobietę z krwi i kości, a nie perfekcyjny obrazek wykreowany na potrzeby telewizji.
W sierpniu, zaledwie kilka tygodni po porodzie, Klaudia El Dursi pojawiła się publicznie na konferencji ramówkowej TVN w Sopocie. Olśniewała wyglądem, ale sama podkreśla, że powrót do formy nie jest prosty.
Do wagi sprzed ciąży zostało mi 12 kg. Oczywiście chciałabym wrócić do tej formy, ale muszę przyznać, że nigdy nie czułam się taka wolna. Wolna od wyrzeczeń, od dążenia do ideału, od odmawiania sobie […] Teraz, choć do ideału daleka droga, a spoglądając na swoje nagie ciało, pojawia się grymas niezadowolenia, to daję sobie chwilową przestrzeń na to, żeby odpuścić. Wybiorę się do sklepu, kupię większe ciuchy i jeszcze chwilę pocieszę się tym, że sięgam po drożdżówkę z kruszonką bez wyrzutów sumienia – napisała kilkanaście dni temu na Instagramie.
POLECAMY: Małgorzata Tomaszewska odsłania nieznaną stronę swojego życia i kariery – sekrety, o których nikt wcześniej nie słyszał
Jak ma na imię córka El Dursi?
Choć Klaudia El Dursi z ogromną szczerością opowiada o macierzyństwie, jeden szczegół od blisko dwóch miesięcy konsekwentnie trzyma w tajemnicy. Celebrytka nigdy nie pokazała twarzy swojej córeczki ani nie zdradziła jej imienia. Fani od dawna zasypują ją pytaniami w komentarzach, ale prowadząca „Hotel Paradise” milczy, podkreślając, że są sprawy, które chce zostawić tylko dla siebie i najbliższych.
Nieco inaczej wygląda sytuacja w przypadku jej dwóch starszych synów. 16-letni Dawid i 10-letni Jan od dawna pojawiają się na profilu znanej mamy. Chłopcy towarzyszą jej w ważnych wydarzeniach i coraz częściej są bohaterami rodzinnych nagrań. El Dursi wielokrotnie podkreślała, że jest z nich dumna i stara się pokazywać ich codzienność w sposób autentyczny, ale jednocześnie z poszanowaniem prywatności.
W przypadku najmłodszej córki sytuacja jest jednak zupełnie inna. Choć dla fanów to zagadka, dla El Dursi to świadomy wybór. Gwiazda TVN wyraźnie daje do zrozumienia, że nie chce poddać dziewczynki medialnemu zainteresowaniu i pragnie, aby przez pierwsze miesiące życia mogła rosnąć z dala od błysków fleszy.
Dlatego wielu obserwatorów przeżyło szok, gdy to nie Klaudia, lecz… TVN zdradził imię jej córki. W zapowiedzi sobotniego wydania „Dzień Dobry TVN”, w którym El Dursi miała być gościem, padło imię „Tosia”.
To z pewnością wywołało spore zainteresowanie wśród internautów, którzy zastanawiają się, dlaczego to pracodawca celebrytki ujawnił tak ważną informację. Czy był to błąd, przeoczenie, a może świadomy ruch marketingowy? Sama El Dursi jeszcze nie potwierdziła publicznie tych doniesień, więc fani z niecierpliwością czekają na jej oficjalny komentarz.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Paulina Smaszcz bez tabu: edukacja zdrowotna, seks, i wychowanie dzieci! Zobacz, co wyznała w intymnej rozmowie
Podoba Wam się imię TOSIA? Dajcie znać w komentarzu pod artykułem oraz na Instagramie, Facebooku i TikToku!


Autor: SJ
Dodaj komentarz
news
Małgorzata Tomaszewska odsłania nieznaną stronę swojego życia i kariery – sekrety, o których nikt wcześniej nie słyszał

Jeszcze niedawno była jedną z najjaśniejszych gwiazd Telewizji Polskiej. Dziś błyszczy na ekranie TVN, a jej kariera nabiera rozpędu jak nigdy wcześniej. Jednak to nie zawodowe sukcesy wzbudzają największe emocje – Małgorzata Tomaszewska zaczęła zdradzać w sieci fakty z prywatnego życia, o których nikt wcześniej nie miał pojęcia. Część z nich zaskakuje, inne bawią, a niektóre pokazują, że dziennikarka miała już w swoim życiu momenty naprawdę przełomowe. Dowiedz się więcej i poznaj bliżej prezenterkę “Dzień dobry TVN”!
Jeszcze kilka miesięcy temu Małgorzata Tomaszewska była jedną z najbardziej rozpoznawalnych twarzy Telewizji Polskiej. Prowadziła popularne programy rozrywkowe, a jej obecność na antenie dawała widzom poczucie lekkości i dobrej energii. Wszystko zmieniło się jednak po reorganizacji stacji i politycznych roszadach – jej miejsce na ekranie zostało nagle zlikwidowane. Dla wielu dziennikarzy był to koniec marzeń o wielkiej karierze, ale dla Tomaszewskiej sytuacja ta stała się impulsem do zmian i początkiem nowego rozdziału.
Zamiast pogrążać się w żalu, prezenterka postanowiła pójść naprzód. Transfer do TVN okazał się dla niej prawdziwym przełomem. Pojawienie się Tomaszewskiej w „Dzień Dobry TVN” od razu przyciągnęło uwagę widzów, którzy chwalili jej profesjonalizm, charyzmę i naturalność. W krótkim czasie zbudowała nową publiczność, a rosnące grono fanów zaczęło głośno domagać się, by otrzymała jeszcze większą rolę na antenie. Choć początkowo utrata miejsca w TVP mogła być dla niej ciosem, szybko okazało się, że los przygotował dla niej nowe możliwości. Transfer do TVN stał się dla niej prawdziwym przełomem i pozwolił rozpocząć kolejny etap kariery.
Choć rozwój kariery to dla niej ogromne wyróżnienie, Tomaszewska nie ogranicza się wyłącznie do świata mediów. Z coraz większą odwagą publikuje w sieci materiały, w których odsłania kulisy swojego życia. W krótkich rolkach dzieli się doświadczeniami związanymi z macierzyństwem, zdradza, jak udało jej się wrócić do formy po dwóch ciążach, a ostatnio poszła o krok dalej – nagrała filmik zatytułowany „Tego na pewno o mnie nie wiecie”, w którym ujawniła sześć zaskakujących faktów o sobie.
POLECAMY: „Twoja Twarz Brzmi Znajomo”: szokujące metamorfozy i dramaty na scenie! Nie uwierzysz, kto wygrał 4. odcinek
Sześć faktów o Małgorzacie Tomaszewskiej
Pierwszą z ciekawostek, którą podzieliła się ze swoimi fanami, była jej absolutna słabość do herbat.
Jestem herbacianym freakiem. Herbaty w moim domu są absolutnie wszędzie. Gdzie się nie otworzy w szafki, to są herbaty – przyznała Tomaszewska z rozbrajającą szczerością.
Nie ukrywa również, że są napoje, których unika – szczególnie piwo oraz wszelkiego rodzaju energetyki. Dzięki temu łatwiej też dbać o własną figurę i dobre samopoczucie. W końcu zarówno piwo, jak i mocno słodzone energetyki nie należą do najzdrowszych wyborów, a prezenterka od lat stara się prowadzić styl życia, który sprzyja formie i energii.
Choć w jej opowieściach nie brakowało zabawnych akcentów, znalazło się też miejsce na zupełnie inne, znacznie trudniejsze wspomnienie. Prezenterka otworzyła się przed fanami i opowiedziała o jednym z najcięższych momentów swojego życia – wydarzeniu, które sprawiło, że inaczej zaczęła patrzeć na codzienność i przewartościowała wiele spraw.
W marcu 2023 roku miałam spadek samochodowy i to był taki moment zwrotny, bo muszę przyznać, że wszystko mi się pojawiło przed oczami – zszokowała prezenterka.
To wyznanie pokazało, że nawet osoba, którą widzowie kojarzą z uśmiechem i lekkością, ma za sobą dramatyczne chwile. Wypadek sprawił, że zaczęła inaczej patrzeć na codzienność i doceniać to, co wcześniej mogło wydawać się oczywiste.
Wśród poważniejszych wyznań znalazło się również miejsce na odrobinę dystansu i poczucia humoru. Prezenterka postanowiła podzielić się także wspomnieniami z dzieciństwa, które dziś mogą wywołać uśmiech na twarzy fanów. To właśnie wtedy zdradziła, kto był jej największym idolem i jakie naiwne, ale urocze wyobrażenia miała jako mała dziewczynka.
Moją miłością był Ricky Martin, co więcej, ja w swojej dziecięcej głowie myślałam, że dzieci dorastają, ale dorośli się nie starzeją. W związku z tym liczyłam, za ile lat się uda – zdradziła z uśmiechem.
POLECAMY: Paulina Smaszcz bez tabu: edukacja zdrowotna, seks, i wychowanie dzieci! Zobacz, co wyznała w intymnej rozmowie
Modeling, media i psychologia! Jak to możliwe?
Mało kto pamięta, że zanim Małgorzata Tomaszewska trafiła do wielkich formatów telewizyjnych, jej pierwsze kroki zawodowe związane były z modelingiem. Jeszcze jako bardzo młoda dziewczyna pojawiała się w sesjach zdjęciowych i reklamach, gdzie uczyła się pracy z kamerą i obiektywem.
Byłam kiedyś modelką, a jako dziecko występowałam w reklamach McDonalda i nie wiem, kto pamięta – Polleny 2000 – przypomniała.
Pollena 2000, kultowy proszek do prania, był jedną z najbardziej rozpoznawalnych marek lat 90., dlatego dla wielu starszych widzów to wspomnienie może wywołać sentymentalny uśmiech.
Okazuje się, że współpraca z TVN nie jest dla Małgorzaty Tomaszewskiej żadną nowością. Jej pierwsze doświadczenia z tą stacją sięgają dzieciństwa, kiedy wystąpiła w kultowym „Mini Playback Show”. Program cieszył się wówczas ogromną popularnością – mali uczestnicy wcielali się w swoich muzycznych idoli, odtwarzając ich największe hity na scenie. To właśnie tam młodziutka Tomaszewska po raz pierwszy poczuła magię telewizji.
Pierwszy raz na antenie TVN pojawiłam się w 1998 roku. Występowałam wtedy w programie “Mini playback show” jako Lutricia McNeal – wspominała z uśmiechem.
Choć telewizja szybko stała się największą pasją Małgorzaty Tomaszewskiej, prezenterka nigdy nie ograniczała się wyłącznie do świata mediów. Od zawsze starała się łączyć różne dziedziny i rozwijać w kilku kierunkach jednocześnie. Co ciekawe, jeszcze zanim na dobre rozpoczęła karierę przed kamerą, skupiła się na nauce i zdobyła solidne wykształcenie w psychologii.
Ukończyłam psychologię i pisałam pracę magisterską, nie pracując jeszcze wtedy w mediach, o wpływie mediów na dzieci w wieku ówczesnej adolescencji. Więc najwyraźniej od początku ciągnęło mnie do mediów – powiedziała.
To, że Małgorzata Tomaszewska dzieli się tak osobistymi faktami ze swojego życia, pokazuje, jak bardzo ceni swoich fanów i jak bardzo chce być dla nich autentyczna. Rolki publikowane w social-mediach nie tylko bawią, ale też pozwalają lepiej poznać prezenterkę, którą wielu kojarzyło dotąd wyłącznie z telewizyjnych występów. Dzięki temu widzowie mogą poczuć, że mają do czynienia nie tylko z gwiazdą dużego ekranu, ale też z osobą, która ma swoje pasje, słabości i wspomnienia. To sprawia, że popularność Tomaszewskiej wciąż rośnie, a jej więź z publicznością staje się jeszcze silniejsza.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Karolina Gilon już tak nie wygląda! Szokująca metamorfoza zaskoczyła internautów
Za co najbardziej cenicie Małgorzatę Tomaszewską? Dajcie znać w komentarzu pod artykułem oraz na Instagramie, Facebooku i TikToku!







Autor: Szymon Jedynak
Dodaj komentarz
news
eLove: Emocje i muzyka, która łączy pokolenia!

Zespół eLove tworzy grupa utalentowanych artystów: Krista Dutchak, Jacek Sadowski i Jacek Hoduń. W pracy cechują się profesjonalizmem, ale nie opuszcza ich poczucie humoru. Dali się poznać za sprawą hitów: „Zabiorę to co chcę”, Masz prawo tu być”, „Gofr czy Ciastko”, „Pies i Kot” czy :Nie ma hajsu”. Właśnie ukazał się ich teledysk do piosenki „Raz, dwa, trzy”, co jest świetną okazją, żeby poznać grupę bliżej. W wywiadzie zdradzają, kilka ciekawych smaczków z życia prywatnego i zawodowego. Wspominają także swój występ w „Must Be The Music”.
Spotykamy się przy okazji najnowszego teledysku do singla, pt. „Raz, dwa trzy”, który nawiązuje do pierwszych szkolnych miłości, potańcówek i pierwszych rozczarowań. Zatem, kto z was był królem bądź królową parkietu, a kto podpierał ściany lub deptał innych po palcach?
Krista Dutchak: Przyznam, że historia tej piosenki jest trochę o moim życiu i mojej sytuacji z lat szkolnych. To ja byłam tą dziewczyną z warkoczem, która na szkolnych dyskotekach podpierała czasem ściany i marzyła, żeby pewien przystojniak z mojej klasy podszedł do mnie i poprosił do tańca. Kiedy już w końcu doczekałam się i za którymś razem chłopak z marzeń odważył się wyciągnąć mnie na parkiet, to stało się dokładnie jak w refrenie piosenki „Raz, dwa trzy”. Taniec okazał się trochę nieudany. Rozczarowanie sprawiło, że czar prysł i „miłość” do Władka przeszła mi niemal natychmiast (śmiech).
Jacek Hoduń: Muszę usprawiedliwić męską część i dodam, że w tamtych czasach, gdy Krysia, która dziś jest lwem scenicznym w kobiecej odsłonie, a kiedyś podpierała ściany, nie było „Tańca z gwiazdami”, żeby panowie mogli sobie w telewizji podpatrzeć, jak się powinno tańczyć (uśmiech).
Jacek Sadowski: Dorzucę, że Beethoven też nie potrafił tańczyć, więc czujemy się usprawiedliwieni (śmiech).
Jacek Hoduń: Natomiast jedno jest pewne, to piosenka, która bazuje na doświadczeniach, które dotknęły każdego z nas i myślę, że każdy sięgając pamięcią wstecz może sobie taką sytuacje przypomnieć i my zachęcamy do tego, żeby nasze piosenki trochę przenosiły słuchaczy do minionych czasów, które były naprawdę fajne. Okazuje się, że nasza młodsza część publiczności również przeżywa to obecnie…
Jacek Sadowski: Kiedy zaczęliśmy nagrywać ten utwór również wróciłem pamięcią wstecz. Przypomniałem sobie wówczas pewne zabawne wyznanie. Otóż po latach jedna z koleżanek wyznała mi, że jako nastolatka długo się we mnie podkochiwała, do tego stopnia, że przez to zakochanie nie mogła odrabiać lekcji i skupić się na nauce, bo ciągle o mnie myślała. Odkochała się dopiero, kiedy pewnego dnia dostrzegła na moim nosie pryszcza (śmiech). Wówczas miłość przeszła jej jak ręką odjął. Za to po kilku latach udało nam się razem zatańczyć na jakiejś licealnej potańcówce. Z damsko męskich historii dodam, że wówczas dziewczyny interesowały się albo sportowcami albo muzykami, więc zacząłem grać na gitarze, żeby mieć większe powodzenie.
Podobno tytuł piosenki „Raz, dwa, trzy” w pierwszym zamyśle był nieco inny. Dlaczego doszło do zmian?
Krista Dutchak: Piosenka w pierwszej wersji nosiła tytuł „Szkolny walc”, jednak w trakcie nagrań zapowiedzi na Tik Toka, nasza nastoletnia koleżanka Magda, zadała nam pytanie, skąd wziął się „Szkolny walc”, skoro nie ma tam nic o walcu, nie pada fraza szkolny walc, a utwór nie jest w rytmie walca? To dało nam do myślenia i postanowiliśmy, nawiązując do słów zawartych w tytule, czyli „Raz, dwa, trzy” dokonać zmiany.
Co jest najtrudniejsze, a co jest najpiękniejsze w pracy zespołowej, bo jednak każde z was cechuje się innym temperamentem, miewa różne pomysły? Z pewnością przy powstawaniu utworów każdy ma swoja wizję. Czy często czasem dojść do porozumienia?
Jacek Hoduń: Wiadomo, że mamy różne wizje, bo w końcu, ilu ludzi tyle pomysłów. Na szczęście tak się dobraliśmy, że wszyscy rozumiemy pojęcie współpracy, nie tylko w słowach, ale przede wszystkim w praktyce. Naprawdę nie mamy powodów do narzekań i kłótni. Jesteśmy bardzo zdyscyplinowani. Kiedy siadamy do pracy, nasze piosenki po prostu powstają. Nasza współpraca przebiega niezwykle sprawnie. Gdybyśmy spotykali się codziennie, to w ciągu roku moglibyśmy stworzyć co najmniej trzysta utworów. Każde nasze twórcze spotkanie rodzi jakiś pomysł. Niektóre realizujemy od razu, inne chowamy do szuflady z napisem „na później”. Naprawdę nasze ostatnie single są składową wspólnych działań. Każdy przychodzi z czymś innym. Kryśka przychodzi ze swoimi ulubionymi wokalistkami, takimi jak: Beyoncé, Dua Lipa, Lady Gaga, my natomiast pałamy miłością do funkowego grania i udaje nam się uzyskać fajny wspólny rezultat.
Jacek Sadowski: Najważniejsze, że się lubimy i lubimy ze sobą przebywać. Niektórzy nie rozumieją, ale „zespół muzyczny” to najpierw „zespół”, a dopiero później „muzyczny”. Bez wzajemnej sympatii to by się nie mogło udać. Team jest najważniejszy. W swojej twórczości wykorzystujemy różne techniki i środki wyrazu. Lubimy eksperymentować. Staramy się nadążać za trendami, jednocześnie zachowując swój indywidualny styl.
Czy muzyka sama w sobie, kiedyś stała się na jakimś etapie życia, czymś, co przynosi ukojenie, czy pomogła przetrwać jakieś trudne chwile?
Jacek Hoduń: Myślę, że muzyka u każdego z nas ma swoje ważne miejsce, skoro oddajemy się tej pasji, a na dodatek możemy z niej żyć, choć nie zawsze bywa łatwo.
Jacek Sadowski: Najpiękniej jest, kiedy można robić w życiu to, co się lubi. Nie wyobrażam sobie, żebym miał chodzić na osiem godzin do pracy, której się nienawidzi. Taki etap mam za sobą. Próbowałem sił w innych zawodach i w pracy na etatach, co okazało się przykrym doświadczeniem, do którego nie chcę już wracać.
Jacek Hoduń: Ja miałem podobne doświadczenia i również nie odnalazłem się w innych miejscach.
POLECAMY: Zespół eLove podbija sieć hitem „Nie ma hajsu”! Poznajcie bliżej ambitnych artystów
Jakie zajęcia aż tak was zraziły?
Jacek Hoduń: Próbowałem wejść do świata IT. Niektórzy myślą, że to fajne i można dużo zarobić. Okazało się jednak, że to nie mój świat. Siedzenie przed komputerem, nawet za dobre pieniądze nie zatrzymało mnie przy biurku. Uświadomiłem sobie, że nie nadaję się do tego, choćbym nawet bardzo chciał, bo jednak cały czas ciągnęło mnie w stronę muzyki. W czasach studenckich byłem też magazynierem i też nie sprawiało mi to takiej radości jak muzyka, która czasem bywa ciężkim, ale pięknym kawałkiem chleba.
Jacek Sadowski: Pochwalę się, że kiedyś byłem naczelnikiem działu kultury w urzędzie. Wbrew pozorom to jest naprawdę miejsce mocno odbiegające od nazwy, a przede wszystkim od twórczej pracy muzycznej. Dyscyplina i godzinowy system pracy okazały się rzeczami nie dla mnie. Z przyjemnością porzuciłem to zajęcie. Moja decyzja przeraziła moją mamę i żonę, które stwierdziły, że zrezygnowałem z „porządnej pracy”. Mnie natomiast ta decyzja przyniosła ulgę.
Krista Dutchak: W myśl, że warto mieć solidne wykształcenie i stabilny zawód, studiowałam stosunki międzynarodowe. Mimo że śpiewam od szóstego roku życia, moim rodzicom bardzo zależało, żebym skupiła się na edukacji i miała tzw. plan B, na wypadek, gdyby coś nie wyszło. Po moich studiach mogłabym być ambasadorem, asystentką ambasadora, pracować w dyplomacji itp., ale wiem, że nie odnalazłabym szczęścia ani spełnienia w takiej pracy.
Gdybyście mogli cofnąć czas do momentu założenia zespołu i dać sobie jedną radę, żeby coś zrobić lepiej i poprawić, co to by było?
Jacek Hoduń: Kupiłbym bitcoiny i zainwestował w krypto waluty (śmiech) A tak poważnie, to chyba nic bym nie chciał zmieniać.
Krista Dutchak: Również niczego bym nie poprawiała, bo każda droga, nawet, jeśli zdarzają się na niej błędy i potknięcia uczy nas czegoś i to właśnie te trudne doświadczenia sprawiają, że stajemy się silniejsi, budują nas i czasem sprowadzają na ziemię. Nic w życiu nie przychodzi łatwo, bywa, że trzeba się czymś rozczarować, żeby coś zrozumieć, choć naprawdę jestem zadowolona z tego jak rozwija się nasza dwuletnia współpraca zespołowa.
Jacek Sadowski: Nie wyobrażam sobie, że nagle wchodzimy na rynek i mamy natychmiast sukces. Wszystko trzeba sobie wypracować. Zbyt szybki sukces mógłby poskutkować tym, że przysłowiowa woda sodowa uderzyłaby nam do głów. Tak więc jak mówi Krysia, błędy bywają bolesne, ale przede wszystkim kształcą. Poza tym zespół jest trochę jak małżeństwo – trzeba się dotrzeć i my w zespole eLove, naszym muzycznym kolektywie też się docieramy, uczymy się siebie nawzajem, swoich różnych humorów, upodobań, emocji i charakterów. Spędzamy ze sobą naprawdę dużo czasu, więc musimy umieć ze sobą żyć, żeby tworzyć.
Jacek Hoduń: To prawda, dlatego droga do sukcesu jest niezbędna. Każda ścieżka obarczona jest jakimiś błędami. Każdy z artystów, który jest na topie przebył jakąś drogę, która go ukształtowała. Jesteśmy więc zdeterminowani i wierzymy, że będziemy mieli swój czas. Ten projekt uczy nas wszystkich pokory i cierpliwości. Póki co fajnie się rozwija, a my nie odpuszczamy.
Jacek Sadowski: Uczymy się od siebie nie tylko w kwestii muzycznej. Np. Krysia w moje życie wniosła element social mediów, które wcześniej były mi obce. Dzięki jej zaangażowaniu mamy możliwość docierania, zwłaszcza do młodszej części publiczności poprzez TikTok, Facebook czy Instagram. W sumie nasz viral ma 15 milonów odsłon. Uświadomiliśmy sobie, że siła Internetu jest ogromna.
Jacek Hoduń: Krysia przychodzi do nas ze scenariuszami na filmiki do Internetu, a my już nawet nie dyskutujemy tylko z radością zapoznajemy się z tematami i nagrywamy.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Małgorzata Rozenek “Gwiazdą roku”! Zdradziła, co sądzi o portalach plotkarskich
Jesteście z różnych pokoleń. Jak widać muzyka łączy ludzi. A czy z racji „przepaści wiekowej” bywają też jakieś nieporozumienia?
Jacek Hoduń: Różnica pokoleń w naszym przypadku na szczęście ma więcej plusów niż minusów. Ta przepaść nie jest nie wiadomo jak duża. Ponadto jesteśmy tak zgrani, że nasze pesele nie mają tu znaczenia. Wymieniamy się doświadczeniem, energią, nowymi pomysłami.
Kto was najbardziej wspiera w tej muzycznej drodze?
Krista Dutchak: Rodzice. Głównie mama, która mój potencjał muzyczny dostrzegła, kiedy byłam w przedszkolu. Zauważyła, że śpiewając piosenkę, trafiam w dźwięki, więc zaprowadziła mnie na zajęcia wokalne, żebym mogła rozwijać się w tym kierunku. Sprawiało mi to ogromną radość i sprawia do dziś. Mama zawsze, gdy tylko mogła stała za kulisami wszystkich ważnych występów, koncertów, czy festiwali, co było ogromnym wsparciem. Nawet, kiedy ja czasem w siebie wątpię, ona we mnie wierzy i motywuje mnie. Tata także jest ze mnie dumny. Kiedyś marzył, żebym była wokalistką rockową. Pamiętam, że zawsze w aucie słuchaliśmy mocniejszych brzmień, takich jak: Queen, Metallica, Scorpions, czy AC/DC. Przez moment byłam nawet frontmenką zespołu rockowego, a tata menadżerem, więc na chwilę spełniłam jego marzenie. Zdecydowanie jednak lepiej odnajduję się w stylu, jaki prezentujemy jako eLove.
Jacek Sadowski: Mnie najbardziej wspiera kuzynka Olga, która kiedyś porzuciła pracę, żeby kibicować nam w „Must Be The Music”. Jest bardzo pozytywna i trochę szalona, w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Zabrała ze sobą za kulisy także ciocię Krysię.
Co zyskaliście dzięki udziałowi w programie „Must Be The Music”?
Jacek Hoduń: Program dał nam przede wszystkim bardzo dużo znajomości z ludźmi z branży, zdolnymi muzykami. Zawarliśmy wiele przyjaźni. Niektóre owocują wspólnymi projektami. Z perspektywy czasu, myślę, że te relacje są dla nas dużo ważniejsze niż sam występ przed jury. Choć oczywiście to była fajna przygoda i możliwość zaprezentowania się również przed widzami.
Krista Dutchak: Na pewno to było ważne doświadczenie i możliwość zaprezentowania się z autorska piosenką przed publicznością w studiu, ale i szansa dotarcia do telewidzów. Osobiście miałam frajdę z tego występu.
Jacek Sadowski: Na pewno występ w programie przełożył się na dotarcie do szerszej grupy publiczności. Nie od dziś wiadomo, że jak telewizja coś pokaże, to później internet także się tym interesuje. Ogólnie jesteśmy zadowoleni ze swojego występu.
Skąd wzięła się nazwa eLove?
Jacek Sadowski: Ze snu. I to dosłownie. Współpracujący z nami gitarzysta Krzysztof Paul, przyszedł na próbę i powiedział, że śniło mu się, że nasz zespół będzie nazywał się eLove. Wówczas mieliśmy kilka różnych pomysłów, ale do żadnego nie byliśmy na sto procent przekonani. Później zaczęliśmy tę nazwę analizować. Doszliśmy do wniosku, że w życiu najważniejsza jest miłość, czyli love, e – natomiast kojarzy się z siecią i nowoczesnością, oraz z emocjami. I nasz muzyka taka jest o życiu i o miłości.
Jakie macie muzyczne plany, kiedy już wypromujecie numer „Raz, dwa, trzy”?
Jacek Sadowski: Nasz plan to zagranie jak największej liczby koncertów dla jak największej liczby publiczności. Oczywiście pracujemy nad kolejnymi piosenkami, a singiel „Raz, dwa, trzy” nie będzie ostatnim, który wydamy w tym roku. Zapraszamy też do śledzenia nas w social mediach, do oglądania i komentowania naszych teledysków.








Fot. archiwum prywatne zespołu eLove
SM
news
Paulina Smaszcz bez tabu: edukacja zdrowotna, seks, i wychowanie dzieci! Zobacz, co wyznała w intymnej rozmowie

Paulina Smaszcz od lat przyciąga uwagę mediów i opinii publicznej. Dziennikarka, prezenterka i ekspertka PR, która sama siebie nazywa „kobietą-petardą”, nie boi się mówić głośno o swoim życiu, miłości, rodzinie i poglądach społecznych. Jej życie prywatne zawsze było obiektem zainteresowania – szczególnie małżeństwo z Maciejem Kurzajewskim, które zakończyło się głośnym rozwodem. Teraz, w wywiadzie dla podcastu „Call Me Mommy”, Paulina odsłania kulisy swojej codzienności i opowiada, jak wygląda jej życie rodzinne, relacje z synami, wnuczką oraz jak postrzega miłość i edukację w XXI wieku. Dowiedz się więcej!
Paulina Smaszcz to postać, która w polskim show-biznesie zawsze była sobą – bez filtrów i kompromisów. Nie boi się konfrontować z trudnymi tematami, a jej komentarze często wywołują kontrowersje. Choć jej małżeństwo z Maciejem Kurzajewskim zakończyło się w 2020 roku, nie oznaczało to końca medialnego zainteresowania jej osobą. Wręcz przeciwnie – dziś, po latach doświadczeń, Paulina z jeszcze większą swobodą i pewnością siebie opowiada o swoim życiu, pokazując, że rozwód nie jest tragedią, a szansą na odbudowanie własnej tożsamości i szczęścia.
W rozmowie z Agatą Reszko-Boguszewską w podcaście „Call Me Mommy” Paulina zdradza, jak wygląda jej życie rodzinne.
Jestem fantastyczną teściową, ponieważ ja się w ogóle nie wtrącam. Słucham mamy, bo to jest ich dziecko ich odpowiedzialność […] Ona wie, że dużo ze mną może, ale jednak pewne zasady, które wprowadziła mama czy tata są przestrzegane – mówiła.
Paulina opisuje, że kontakt z synem polega na zwykłych rozmowach, które mają dawać poczucie bliskości, a nie kontrolować życie rodzinne.
Jeżeli mój syn codziennie się ze mną kontaktuje i rozmawiamy o kupie dupie i o zupie tylko po to, żeby powiedzieć, jestem, pamiętaj, jestem. Wcale nie wyciągam od niego jakichś informacji, nie wtrącam się w jego małżeństwo, nie wtrącam się w wychowanie. Co robią, co decydują, to jest ich sprawa. Dorośli ludzie. Ja jestem po to, żeby oni wiedzieli, że wspieram, że kocham, że ufam, że u mnie są mile widziani, że zawsze pomogę, że oni są najważniejsi – tłumaczyła.
Różnica między Pauliną Smaszcz a babcią Gabrielą jest dla niej fascynująca.
Ja jestem taką babcią atrakcją, bo babcia włoska, babcia Gabriela jest na co dzień we Włoszech z moją Di. Ta babcia jest taka codzienna, a ja jestem ta atrakcja, która wpada z prezentami, bawi się, szaleje, tu obleje wodą, tu wskoczy do wody z nią. Babcia Gabriela gotuje, sprząta, nigdy nie pracowała, zawsze zajmowała się wyłącznie domem i córkami, mężem. Jest totalną taką opiekunką męża. No ja bym zwariowała, jakbym miała być opiekunką faceta, bym go chyba szybciej udusiła – zażartowała.
Dziennikarka przyznała także otwarcie, że jest dumna ze swoich synów.
Moi synowie naprawdę potrafią sprzątać, gotować, wyprasować, uprać. Naprawdę nie mam z tym problemu, dlatego że ja chciałam ich wychować na partnerów kobiet, które będą mieli i uczyć ich takiego szacunku do kobiet w partnerstwie – zdradziła.
POLECAMY: Karolina Gilon już tak nie wygląda! Szokująca metamorfoza zaskoczyła internautów
Dla Pauliny Smaszcz nie ma tematów tabu?
Wiele osób zastanawiało się, jaka Paulina Smaszcz jest w relacjach romantycznych. Dziennikarka nie idzie na kompromisy i nie boi się mówić wprost o swoich potrzebach, emocjach i oczekiwaniach.
Bardzo kocham, ja bardzo umiem mocno kochać i wiem, że ta miłość jest taka szczera, prawdziwa, lojalna, oddana. Kocham seks, nie ukrywam, więc po prostu jestem burzą, ale akurat trafiłam na partnera, który też to lubi. Natomiast uważam, że seks i intymność w relacjach powinna być budowana przez całe życie. Ona bardzo wzmacnia więzi i większość związków, które się rozpadły, zaczyna się od tego, że te związki przestają być intymne – zauważyła.
Paulina Smaszcz nie boi się także poruszać kontrowersyjnych tematów społecznych. W ostrych słowach krytykuje Kościół i konserwatywne podejście do edukacji zdrowotnej:
Myślę, że naprawdę kościołowi nie jest na rękę, żeby edukować naszą młodzież, żeby mówić, czym jest zły dotyk, pedofilia, czym jest seksualność, jak żyć partnersko. Uważam, to, co wiąże się z długowiecznością, ze zdrowym życiem, walka z otyłością, którą mamy. Coraz więcej ze świadomością, z depresjami, rozpoznawaniem depresji, używkami to wszystko jest tam w programie. O co chodzi, że oni się skupili na tym seksie. No ja mam wrażenie, że to jest na rękę kościołowi i dlatego z ambony krzyczą: “nie zapisujcie dzieci” – powiedziała.
W rozmowie z Agatą Reszko-Boguszewską Paulina podzieliła się bolesnymi doświadczeniami związanymi z pracą i poświęceniem:
Najpierw musisz napełnić siebie, żeby dać innym. A nas nauczono od dzieciństwa: nie napełniasz siebie, tylko najpierw napełniasz innych, służysz innym, pracujesz na innych, otaczasz ich opieką, a ty jesteś na końcu. Dlatego te kobiety tak bardzo później upadają, wpadają w depresję, lęki, w smutki, w złe stany emocjonalne i wtedy co, ten dla którego poświęciłaś wszystko, robi z ciebie wariatkę – tłumaczyła.
Mimo doświadczeń i rozwodu Paulina Smaszcz nie wyklucza ponownego ślubu, a przede wszystkim oświadczyn.
Tak oczywiście jakby dzisiaj się oświadczył, tak przyjęłabym oświadczyny […] Dojrzałam do tego, że słowo miłość takie werbalne, zamieniłam na słowa szacunek, lojalność, wsparcie, zrozumienie, bezpieczeństwo, że jak zachoruje to się ta osoba mną zajmie, że jak on zachoruje, to ja się nim zajmę – powiedziała.
Widać, że dla Pauliny Smaszcz nie istnieją tematy tabu. Rozmawia otwarcie o miłości, seksie, wychowaniu dzieci, zdrowiu czy krytyce społecznej, nie unikając trudnych kwestii. Wiele z tych doświadczeń przepracowała osobiście, co daje jej pewność siebie i autorytet w dyskusjach. Nie zależy jej na tym, by wszyscy ją lubili – czasem jest kontrowersyjna, czasem szokuje, ale zawsze mówi z wiedzą, doświadczeniem i szczerością.
ZOBACZ RÓWNIEŻ: Maja Rutkowski DEPORTOWANA ze Sri Lanki? Krzysztof brawurowo uratował sytuację – wiemy, jak!
Zgadzacie się ze słowami Pauliny Smaszcz związanymi z edukacją zdrowotną? Dajcie znać w komentarzu pod artykułem oraz na Instagramie, Facebooku i TikToku!





Autor: SJ
Dodaj komentarz
-
news5 dni temu
Rafał Maserak zabrał głos po burzliwym pożegnaniu Ewy Minge w „Tańcu z Gwiazdami”
-
showbiz5 dni temu
Wyniki głosowania w „Tańcu z Gwiazdami” ujawnione! Fani zadecydowali inaczej niż jurorzy
-
news4 dni temu
Tak dziś wygląda grób Soni Szklanowskiej z “Hotelu Paradise” – fani są zdruzgotani
-
showbiz4 dni temu
Syn Ewy Minge przeprasza mamę! Szokujące słowa po odpadnięciu z „Tańca z Gwiazdami”
-
news5 dni temu
Paulina Krupińska poprowadzi „Dzień Dobry TVN” z nowym partnerem – z kim i kiedy?
-
news4 dni temu
Mikołaj Roznerski zmagał się z poważnym zaburzeniem. Wciąż odczuwa jego skutki?
-
news5 dni temu
Doda zdradziła, dlaczego BOTOKS działa u niej tylko 3 miesiące: „To są problemy”
-
showbiz4 dni temu
Totalnie naga Ewelina Flinta w jeziorze! Internauci nie wierzą własnym oczom
kiepscy mania
17 listopada 2020 at 00:56
Tak,czekam do marca 2021
Wrrr
2 czerwca 2020 at 18:33
Już drugi dzień nie lecą na polsacie o 19:30
Nie wiem co się dzieje